|
Skojarzenia z Elżbietą Lisowską są różnorakie. Niektórzy pewnie od razu zobaczą w wyobraźni kolorową czapeczkę, w jakiej wraz z mężem występowała w „Światowcu” w TVP. Inni znają tylko jej głos z audycji „Południk Cafe” w Radiu Kraków. Może ktoś natknął się na informację w mediach o pożarze jej krakowskiego mieszkania pełnego pamiątek z różnych zakątków świata. Ci i jeszcze inni mieli okazję zweryfikować swoje wyobrażenia, przychodząc na spotkanie organizowane przez Stowarzyszenie Kulturowy Gościniec 12 listopada w Rabce.
Dr Lisowska miała za cel przedstawić słuchaczom czym właściwie jest islam. Jako iranistka pracująca w Instytucie Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego z jednej strony, a wytrawna podróżniczka z drugiej – dysponuje zarówno teoretyczną wiedzą, jak i praktycznymi obserwacjami. Obie te strony dało się wyczuć, kiedy prelegentka opowiadała o nurtach obecnych w islamie – a co za tym idzie o różnym podejściu do rygorów i przepisów w poszczególnych krajach muzułmańskich. Elżbieta Lisowska, w swoim charakterystycznym – egzotycznym nakryciu głowy, dzieliła się prywatnymi odczuciami z licznych podróży do Iranu, Arabii Saudyjskiej czy Indonezji.
Wykład oraz prezentowane zdjęcia z podróży, pozwalały obecnym na spotkaniu przenieść się myślami w dalekie kraje i niemal usłyszeć rozmowy, które w języku perskim Elżbieta Lisowska prowadziła jeszcze przed irańską rewolucją czy poczuć zapach fajki wodnej, jednej ze słabości prelegentki. Wreszcie uświadomić sobie, że islam to nie tylko terroryzm i ISIS, o których słyszy się tak często.
Zdecydowanie nie był to naukowy wykład. Była to namiastka współuczestniczenia w podróży, poznawania nowych ludzi i ich stylu życia. Jak twierdziła podróżniczka, Irańczycy są bardzo podobni do Polaków z czasów PRL. Tak samo jak za komuny w Polsce obchodzono nakazy władzy, tak w kawiarniach Iranu na wieść o nadjeżdżającej policji chowa się fajki i nakłada
obowiązujące stroje. Podobnie jak kobiety w Polsce w latach 70. starały się z tego co miały wyczarować stroje znane z żurnali, tak młode Iranki, niby przestrzegając zalecenia mułłów ukrywają włosy, ale już szyte własnoręcznie tuniki odbiegają stylem i kolorystyką od hidżabów czy burek do samej ziemi. Co nas na pewno różni? Pani Elżbieta jest zachwycona tym, że w Teheranie wszędzie czyta się poezję – na wieczornych spotkaniach w parku, na eleganckich przyjęciach czy na zwykłej „domówce”. Poezja towarzyszy Irańczykom na co dzień i spore jej fragmenty umieją na pamięć. A w Polsce „znamy najwyżej kilka wersów inwokacji z Pana Tadeusza”.
Wisienką na torcie orientalnego wieczoru była muzyka. Cymbały, gong, jambe, cytra, trójkąt, harfa, grzechotki, gitary, udu, drumle wybrzmiewały na scenie Teatru Rabcio dzięki zespołowi Pathman i ich przyjaciołom. Piotr Kolecki i Marek Leszczyński oraz goście Jan Kubek i Marek Podlecki wprowadzili słuchaczy w przyjemny trans mieszanki muzyki bliskiego wschodu, muzyki słowiańskiej i tej po prostu płynącej z serca. Jedyne czym martwili się słuchacze, to jak nazywa się kolejny wyciągany przez muzyków instrument, nie zważając, czy śnieg zasypie samochody na parkingu. Dla zespołu okazja była niebagatelna. Finiszują oni bowiem swój jubileusz 40 lecia. Maja także dla słuchaczy nową płytę.
Ewa Korbut
|