Ale po kolei; początek
był tradycyjny, tzn. opowieść o zaludnianiu terenu
dzisiejszego Podhala, czyli osadnictwie krakowsko-sądeckim a
także napływie tzw. Sasów spiskich z Górnych Węgier i wędrówkach
Wołoskich. Każda z tych grup przyniosła swoje tradycje
muzyczne, które następnie zaczęły żyć własnym życiem,
tworząc nowe, autonomiczne formy. Dalej usłyszeliśmy o źródłach
pisanych, jakie się wykorzystuje do badań muzykologicznych.
Oczywiście wszystko zaczyna się od Oskara Kolberga tak więc
i pani Bogucka zacytowała jeden z bardzo ciekawych, ale mało
dostępnych fragmentów jego dzieła.
A później było jak
w tej przyśpiewce, której fragment był tytułem naszego
spotkania, kieby nom zagrali przesły by nom lata.
Wspaniale grała kapela, wirtuozerię gry na skrzypcach (czyli
gęślach nie mylić ze złóbcokami) prezentował
Piotr Majerczyk, uważany (według słów prelegentki)
za jednego z najlepszych prymistów, a towarzyszyli mu I
sekund - Kuba Rusiecki II sekund - Wojtek Buńda,
basy - Tadeusz Watycha. Najpierw muzycy powtarzali (na
swój twórczy sposób) to, co Aleksandra Bogucka odtworzyła
przy pomocy magnetofonu, aby pokazać różnice w sposobie gry
poszczególnych, znaczących wykonawców muzyki góralskiej. Wśród
tych nagrań była prawdziwa sensacja – zachowane
nagranie wielkiego Bartusia Obrochty (jednego z najsłynniejszych
skrzypków góralskich). Zarejestrowane przez Juliusza
Zborowskiego na wałkach woskowych przy pomocy tzw. aparatu
edisonowskiego, i odnalezione przypadkowo właśnie przez
Aleksandrę Bogucką w Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem. Ilość
trzasków i szumów usatysfakcjonowałaby najzagorzalszego
wielbiciela płyt winylowych, ale pomimo tego, w czasie słuchania
zapanował nastrój świadczący o świadomości powagi
chwili.
Był też czas na omówienie
i zagranie poszczególnych nut w muzyce góralskiej,
m.in ozwodnej, wierchowej – i tu rzecz ważna, śpiewu
wierchowego nie powinno się dyrygować, ma być
spontaniczny, sabałowej, krzesanej, zbójnickiej -
charakterystycznej dla całego łuku Karpat a spotykanej nawet
i u Basków, zielonej, która kończyła inne nuty,
a nawet i ballady. Szczególne miejsce zajmują marsze,
których jest pięć. Te melodie ilustrowane były tańcem i
śpiewem Marka Traczyka, a popis swoich możliwości wokalnych
dała również Dorota (może się pochwalić nie tylko swoim piyrsym
chłopem), wystąpiło również kilkoro Majeranków. Każdą
muzykę trzeba czuć, tak samo i góralską trza mieć we
wnuku, dlatego kiedyś obserwowane były sytuacje, gdy
dawni tancerze usłyszeli muzykę, zaczynali tańczyć i nie
mogąc przestać, wpadali w swego rodzaju trans. Pewnie czekałoby
to także naszą prelegentkę, bo z każdą melodią kapeli
Piotrka widać było coraz większe jej zadowolenie i szczerą
radość. Może pani Ola żyje w sposób, jaki rekomendował
ks. prof. Tischner, zresztą też poprzez przyśpiewkę: ni
mom nic, ni mom nic i o nic nie stoje, ino to, co kochom, coby
było moje.
Zupełną ciekawostką
kulturową jest obecność w tradycyjnych obrzędach weselnych
melodii krakowiaków i polek. Tym czasem są one pozostałością
po początkach muzyki góralskiej, która również takie ma
źródła. Ale dlaczego się nie zmieniły z biegiem lat? Bo
wesele to jest rytuał, forma, która musi być zachowana, aby
zapewnić sobie pomyślność. Więc tak, jak są zmienne
elementy kultury (Aleksandra Bogucka twierdzi, że każdy
muzyk powinien grać po swojemu i w trakcie nauki gry powinno
się promować jego indywidualizm), tak też są elementy stałe,
bo przecież w życiu na czymś się trzeba oprzeć. Wykładowczyni
zresztą sama dzielnie walczy, w niezliczonych komisjach
konkursów folklorystycznych o czystość formy tradycyjnej.
Walka ta jest niezmiernie trudna, bo jak się okazało na
jednym ślubie (bynajmniej nie tradycyjnym) życzenia dla młodej
pary składane były przy marszu żałobnym Smutny zbójnik.
Jest to właśnie zagadka dla wielu, że obrzędowość (w tym
ludowa) to jest język, który ma coś wyrazić. Stosując to
bezmyślnie powstaje bełkot.
Duże zainteresowanie
wzbudził temat typowo rabczańskiej muzyki. Rabka (wg. m.in.
Boguckiej) etnograficznie zaliczana jest do Zagórzan i ma
swoją specyficzną tradycję muzyczną, która jednak w dużym
stopniu zanikła. Były tu, obecne jeszcze w okolicach np.
Niedźwiedzia, nuty z góry. Ich zanik spowodował
fakt, że instruktorzy zespołów regionalnych przyjeżdżali
do Rabki z Podhala, i uczyli własnej tradycji. Istnieją
pojedyncze nagrania starych rabczańskich melodii, w archiwach
Polskiego Radia, może kiedyś uda się do nich dotrzeć. Na
razie dotarliśmy poprzez ponad 2,5 godziny wykładu i muzyki,
bliżej zrozumienia pewnego pięknego zjawiska artystycznego i
kulturowego, jakim jest muzyka góralska. A może niektórzy
bliżej swojej tożsamości?
tekst, foto: Jan Ceklarz
Zdjęcia ze spotkania w GALERII