12 marca 2010r.
Galeria "Pod Aniołem"

Śpiywanie i granie to uciecha świata… 
czyli o muzyce Podhala

Świętem muzyki góralskiej można było nazwać spotkanie pt. Śpiwanie i granie to uciecha świata…, na które przyszło ponad sto osób, a zorganizowaliśmy je razem ze Stowarzyszeniem Miłośników Kultury Ludowej (serdeczne podziękowania dla Doroty i Piotrka Majerczyków) oraz Miejskim Ośrodkiem Kultury w Rabce (także gorąco dziękujemy dyr. Joannie Lelek). 

A stało się tak za sprawą wykładu Aleksandry Szurmiak-Boguckiej oraz muzyki Piotra Majerczyka. Pani Ola (taki sposób zwracania się do prelegentki dało się słyszeć najczęściej) jest etnomuzykologiem i zajmuje się badaniem muzyki góralskiej od wielu lat. Należy do grona najlepszych znawców tego tematu. Ale sposób jej opowieści zawiera się w klasycznym stylu dyskursu antropologii kulturowej, dzięki temu na spotkaniu obecne były różnorodne zagadnienia muzykologiczne ale także zaakcentowane zostały mechanizmy kulturowe.

Ale po kolei; początek był tradycyjny, tzn. opowieść o zaludnianiu terenu dzisiejszego Podhala, czyli osadnictwie krakowsko-sądeckim a także napływie tzw. Sasów spiskich z Górnych Węgier i wędrówkach Wołoskich. Każda z tych grup przyniosła swoje tradycje muzyczne, które następnie zaczęły żyć własnym życiem, tworząc nowe, autonomiczne formy. Dalej usłyszeliśmy o źródłach pisanych, jakie się wykorzystuje do badań muzykologicznych. Oczywiście wszystko zaczyna się od Oskara Kolberga tak więc i pani Bogucka zacytowała jeden z bardzo ciekawych, ale mało dostępnych fragmentów jego dzieła.

A później było jak w tej przyśpiewce, której fragment był tytułem naszego spotkania, kieby nom zagrali przesły by nom lata. Wspaniale grała kapela, wirtuozerię gry na skrzypcach (czyli gęślach nie mylić ze złóbcokami) prezentował Piotr Majerczyk, uważany (według słów prelegentki) za jednego z najlepszych prymistów, a towarzyszyli mu I sekund - Kuba Rusiecki II sekund - Wojtek Buńda, basy - Tadeusz Watycha. Najpierw muzycy powtarzali (na swój twórczy sposób) to, co Aleksandra Bogucka odtworzyła przy pomocy magnetofonu, aby pokazać różnice w sposobie gry poszczególnych, znaczących wykonawców muzyki góralskiej. Wśród tych nagrań była prawdziwa sensacja – zachowane nagranie wielkiego Bartusia Obrochty (jednego z najsłynniejszych skrzypków góralskich). Zarejestrowane przez Juliusza Zborowskiego na wałkach woskowych przy pomocy tzw. aparatu edisonowskiego, i odnalezione przypadkowo właśnie przez Aleksandrę Bogucką w Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem. Ilość trzasków i szumów usatysfakcjonowałaby najzagorzalszego wielbiciela płyt winylowych, ale pomimo tego, w czasie słuchania zapanował nastrój świadczący o świadomości powagi chwili.

Był też czas na omówienie i zagranie poszczególnych nut w muzyce góralskiej, m.in ozwodnej, wierchowej – i tu rzecz ważna, śpiewu wierchowego nie powinno się dyrygować, ma być spontaniczny, sabałowej, krzesanej, zbójnickiej - charakterystycznej dla całego łuku Karpat a spotykanej nawet i u Basków, zielonej, która kończyła inne nuty, a nawet i ballady. Szczególne miejsce zajmują marsze, których jest pięć. Te melodie ilustrowane były tańcem i śpiewem Marka Traczyka, a popis swoich możliwości wokalnych dała również Dorota (może się pochwalić nie tylko swoim piyrsym chłopem), wystąpiło również kilkoro Majeranków. Każdą muzykę trzeba czuć, tak samo i góralską trza mieć we wnuku, dlatego kiedyś obserwowane były sytuacje, gdy dawni tancerze usłyszeli muzykę, zaczynali tańczyć i nie mogąc przestać, wpadali w swego rodzaju trans. Pewnie czekałoby to także naszą prelegentkę, bo z każdą melodią kapeli Piotrka widać było coraz większe jej zadowolenie i szczerą radość. Może pani Ola żyje w sposób, jaki rekomendował ks. prof. Tischner, zresztą też poprzez przyśpiewkę: ni mom nic, ni mom nic i o nic nie stoje, ino to, co kochom, coby było moje.

Zupełną ciekawostką kulturową jest obecność w tradycyjnych obrzędach weselnych melodii krakowiaków i polek. Tym czasem są one pozostałością po początkach muzyki góralskiej, która również takie ma źródła. Ale dlaczego się nie zmieniły z biegiem lat? Bo wesele to jest rytuał, forma, która musi być zachowana, aby zapewnić sobie pomyślność. Więc tak, jak są zmienne elementy kultury (Aleksandra Bogucka twierdzi, że każdy muzyk powinien grać po swojemu i w trakcie nauki gry powinno się promować jego indywidualizm), tak też są elementy stałe, bo przecież w życiu na czymś się trzeba oprzeć. Wykładowczyni zresztą sama dzielnie walczy, w niezliczonych komisjach konkursów folklorystycznych o czystość formy tradycyjnej. Walka ta jest niezmiernie trudna, bo jak się okazało na jednym ślubie (bynajmniej nie tradycyjnym) życzenia dla młodej pary składane były przy marszu żałobnym Smutny zbójnik. Jest to właśnie zagadka dla wielu, że obrzędowość (w tym ludowa) to jest język, który ma coś wyrazić. Stosując to bezmyślnie powstaje bełkot.

Duże zainteresowanie wzbudził temat typowo rabczańskiej muzyki. Rabka (wg. m.in. Boguckiej) etnograficznie zaliczana jest do Zagórzan i ma swoją specyficzną tradycję muzyczną, która jednak w dużym stopniu zanikła. Były tu, obecne jeszcze w okolicach np. Niedźwiedzia, nuty z góry. Ich zanik spowodował fakt, że instruktorzy zespołów regionalnych przyjeżdżali do Rabki z Podhala, i uczyli własnej tradycji. Istnieją pojedyncze nagrania starych rabczańskich melodii, w archiwach Polskiego Radia, może kiedyś uda się do nich dotrzeć. Na razie dotarliśmy poprzez ponad 2,5 godziny wykładu i muzyki, bliżej zrozumienia pewnego pięknego zjawiska artystycznego i kulturowego, jakim jest muzyka góralska. A może niektórzy bliżej swojej tożsamości?

tekst, foto: Jan Ceklarz


Zdjęcia ze spotkania w GALERII