Renata Kusek

ŚMIESZNE PODHALE, CZYLI JAK SIĘ PISAŁO O PODHALU W SATYRYCZNEJ PRASIE ZACHODNIOGALICYJSKIEJ PRZEŁOMU XIX I XX WIEKU



KILKA SŁÓW O PRASIE GALICJI
Druga połowa XIX wieku to okres intensywnego rozwoju prasy na terenie Galicji. Jego efektem było ukształtowanie się dwóch głównych i liczących się ośrodków wydawniczych: Lwowa i Krakowa. Kraków stanowił dominujące centrum rozwoju prasy zachodniej Galicji. Wśród ukazujących się dzienników i licznych czasopism z zaangażowaniem komentujących rzeczywistość polityczną, społeczną oraz kulturalną1(przypisy znajdują sie na końcu tekstu) swoje miejsce i wiernych czytelników zdobywały wydawane w niewielkich nakładach publikacje o charakterze satyryczno-humorystycznym. Periodyki tego typu - ze względu na nieregularność wydań, krótki czas ukazywania się oraz częste zmiany tytułów - określane bywały mianem „pisemek ulotnych”2 i, co istotne, nie ukazywały się na terenie mniejszych ośrodków miejskich zachodniej Galicji. Kraków jako jedyny posiadał faktyczną możliwość stworzenia rynku prasy satyrycznej3, ale w zamian za to jej charakter był ściśle dopasowany do lokalnego czytelnika - mieszczanina bądź też osoby zamieszkującej miasto, zazwyczaj posiadającej ugruntowane poglądy polityczne, zorientowanej w sytuacji społecznej i kulturalnej na tyle, aby w treściach zamieszczanych w periodykach odnajdywać niekoniecznie tylko i wyłącznie aspekty rozrywkowe, ale również konkretne komentarze do rzeczywistości.
Periodyki satyryczno-humorystyczne znacząco różniły się charakterem i jakością. Jerzy Myśliński, badacz prasy galicyjskiej w odniesieniu do tego typu czasopism, zastosował podział na te o charakterze politycznym, literackim oraz pornograficznym4. Krakowscy dziennikarze tworzyli pisemka humorystyczne zarówno o przeznaczeniu typowo rozrywkowym z niewysublimowanym, wręcz wulgarnym dowcipem obyczajowym (m.in.„Bocian”), jak i takie o charakterze moralizatorskim, dydaktycznym, przemycając na ich szpaltach treści polityczne i społeczne, angażując się aktywnie w lokalne konflikty (m.in. „Diabeł”, „Boruta”). Prasę satyryczną charakteryzowała również różnorodność stosowana w warstwie tekstowej - komizm słowny w postaci dowcipów, wierszy, fraszek, humoresek, monologów, felietonów itp., efektowna ilustracja oraz kolorystyka. Warto zaznaczyć, że pomimo rozmaitości wykorzystywanych form literackich, ich jakość nie aspirowała do miana małych dzieł sztuki. Były to najczęściej teksty proste w odbiorze, pełne rymów częstochowskich, bądź też kompletnie ich pozbawione. Znacznie istotniejsza była treść niż aspiracje literackie dziennikarzy. 

CO I JAK O PODHALU
Na pytanie, czy XIX-wieczna krakowska prasa satyryczno-humorystyczna zauważyła, że istniało Podhale, należy odpowiedzieć z całą pewnością, że zauważyła. A jak postrzegała?5

Pierwszym charakterystycznym i dominującym elementem zbiorowego opisu Podhala, jaki pojawia się w prasie satyrycznej, to sposób patrzenia na nie przez pryzmat krakowian. Satyrycy pisząc dla krakowian komentowali jedynie te zjawiska, które w ich odczuciu bezpośrednio dotyczyły mieszkańców miasta, a więc filtrowane bywały przez ich odbiór rzeczywistości i, co więcej, mogły wzbudzić ich zainteresowanie w konwencji humorystycznej. Z tego też powodu aktywność poznawcza dotycząca Podhala upowszechniana była przez twórców periodyków humorystycznych w okresie letnim i zimowym, kiedy to liczne rzesze krakowian udawały się w celach rekreacyjnych lub zdrowotnych do ówcześnie popularnych i lubianych miejscowości górskich, takich jak Zakopane, Krynica, Szczawnica, Żegiestów, Rabka. Dlaczego mieszczanie wybierali Podhale, a nie inne kurorty Monarchii Austro-Węgierskiej. Otóż jak przewrotnie tłumaczy Ryszard Kantor w swojej książce „Kalejdoskop Krakowski. Gawędy o Krakowie, Krakowianach i ich zwyczajach”, krakowianie nie lubili wydawać pieniędzy, a wypoczynek pojmowany był w kategoriach wyjazdów tanich lub niezbyt drogich. Preferowano więc wakacje zdrowe, lecznicze, na łonie przyrody, niedaleko od miasta6. Pierwszym tego typu ośrodkiem, popularnym od lat 20. XIX wieku okazały się Swoszowice, posiadające bogate źródła złóż siarczanowych. Świetność Swoszowic została jednak w krótkim czasie przyćmiona przez coraz bardziej popularną od połowy XIX wieku Krynicę oraz Rabkę. Wraz z wzrastającym ruchem turystycznym w kierunku Podhala, tamtejsze uzdrowiska zdobywały coraz większy rozgłos w periodykach humorystycznych, a co bardziej popularne zyskiwały również swój charakterystyczny rys, wokół którego prowadzona była narracja. Zarówno owe letniska, jak i odwiedzający je goście wyrośli ostatecznie na główny temat rozpraw dotyczących Podhala, zamieszczanych w periodykach satyrycznych. W czasopiśmie humorystycznym „Diabeł”, od końca lat 90. XIX wieku pojawiały się rubryki zatytułowane: „Ze zdrojowisk” oraz „Z naszych zdrojowisk”. Zapełniano je złośliwymi, najczęściej rymowanymi wierszykami informującymi pozostałych w mieście krakowian o przebiegu urlopu sąsiadów. Warto zaznaczyć, że nierzadko forma prowadzonej rubryki, stanowiła parodię stylu w jakim o bytności obywateli miasta na Podhalu informowano w jednej z bardziej poczytnych, codziennych gazet - konserwatywnym krakowskim „Czasie”. Podhale z rzadka postrzegane bywało jako miejsce czystego relaksu, intensywnego, a równocześnie i sielankowego spędzania wolnych chwil na łonie przyrody. Opisy wycieczek górskich zamieszczane w tego typu periodykach to rzadkość, jednak jeżeli już się pojawiały, zawierały zabawne informacje na temat niebezpieczeństw czyhających na szlakach (spotkanie niezrównoważonego turysty, brak pożywienia, możliwość upadku itp.) lub też w konwencji naturalizmu poznawczego serwowały czytelnikom opisy wrażeń, jakim ulegać mieli wycieczkowicze: 


Boginki Tatrzańskie
[…] 
Idziemy tedy gęsiego
Z Peksą i Mrowcem parciami
Do tego Oka Morskiego
Unosząc się nad Tatrami
Sławiąc piękności natury, 
Wielbiąc widoki prześliczne,
I sapiąc w marszu pod górę
Jak centaury dychawiczne
Na Psiej Trawce - łykniem wódki
Na Waksmundzkiej spoczywamy,
A w Roztoce objad krótki
Wreszcie celu dosięgamy7.

Tworząc własny obraz Podhala, satyrycy sugerowali, że dla większości letników o konkurencyjności miejsca decydować miała faktyczna możliwość poluzowania sztywnego kołnierza poprawności oraz konwenansu. Podhale urastało do rangi raju dla młodzieży obu płci zdobywającej w górach pierwsze doświadczenia erotyczne, a także miejsca schadzek niewiernych żon i mężów. Jednym słowy, prezentowało się ono jako idealne tło żartów mających obnażyć oraz ośmieszyć mieszczańską pruderię i do tego najczęściej bywało wykorzystywane. Co charakterystyczne, dowcipy zamieszczane na stronicach czasopism humorystycznych dotyczące kwestii obyczajowych rzadko bywały lotne, najczęściej za to odznaczały się wulgarnością: 

Zakopane (korespondencja)
Po górach puściły się już trawy. 
Warszawianki też8.

Humoryści konsekwentnie kreowali obraz Podhala, jako miejsca alternatywnego dla zwyczajowo przyjętych norm życia przeciętnego mieszczanina. W satyrze bezkarnie drwiono - jak twierdzono - z fałszywych, ale za to ugruntowanych społecznie obyczajów. Chętnie wykorzystywano motywy związane z naiwnością rodziców i przebiegłością ich dzieci:

W pośpiechu
(Dramatyczny obrazek z życia naszych wycieczkowiczów)
Pan Wacław miał się już od dawna do Panny Jadzi. Oboje byli jednego mniej więcej wieku tylko on chudy był jak tyka grochowa, ona kształtami swemi przypominała pakowną szafę lub też rozsadzoną ongiś przez Kmicica pod Częstochową ś.p. kolumbrynę…. W Krakowie spotykali się dosyć często, zazwyczaj na spacerach, stosunek ich był jednak czysto platonicznej natury, panna Jadzia na widok Wacia piekła raczka i robiła tak zwane „perskie oko”, on wzdychał głęboko, jak miech kowalski. Zbliżenie nastąpiło dopiero w Zakopanem gdzie się obydwoje przypadkowo znaleźli. Panna Jadzia przybyła tu z mamą, pan Wacław w towarzystwie kilku kolegów. Młodzi ludzie spotykali się teraz coraz częściej, przebywali ze sobą coraz dłużej, urządzali nawet wspólne wycieczki, a niecnota Amor rozsiadł się na dobre w ich serduszkach i ani myślał o odwrocie.! Pewnego wieczoru oświadczyła Jadzia swej mamie, iż w liczniejszym towarzystwie wybiera się nazajutrz na dalszą wycieczkę, z której powróci dopiero późnym wieczorem.
- Bój się Boga, moja Jadziu! - zauważyła mama troskliwie, abyś się tylko nie zaziębiła, teraz taka niepewna pogoda… co chwila deszcz, a kto wie czy nie będziemy mieć lada chwila śniegu!
- Ja też wezmę mój trykot - odparła Jadzia, wie mama, ten nowy w niebieskie paski!
- Dobrze moja córeczko! Ostrożności zwłaszcza w górach nigdy nie zawadzi…
Nazajutrz rano ledwie tylko słońce wyglądnęło z poza gór, panna Jadzia gotowa była do podróży. Jako „Cavalier” oczekiwał na nią Pan Wacław w towarzystwie jednego z kolegów, który wybierał się również na wycieczkę, ale w zupełnie przeciwną stronę.
- Uważaj jednak Waciu! - rzekł doń przyjaciel gdy się rozstawali. - Tak łatwo się teraz zaziębić!
- O! O to niema obawy! Wdziałem przecież na siebie trykotową koszulę, tę białą w czerwone paski którą kupiłem na wyjezdne w sukiennicach.
Późnym wieczorem odprowadził pan Wacław pannę Jadzię pod drzwi domu, gdzie oczekiwała już na nią mama, stroskana o los swej jedynaczki. Biedne serce matczyne przez dzień cały biło w przyspieszonym tempie, nawet drzemka popołudniowa nie powiodła się tak jak zwykle, ale temu winne były także muchy, które się ciągle naprzykrzały….
[...]
Panu Wacławowi podziękowano jeszcze raz serdecznie za opiekę w podróży, obie damy zniknęły w głębi domu, pan Wacław podążył także na swą kwaterę i tutaj udał się zaraz na spoczynek. Rozbierając się zauważył jednak, iż jego trykotowa koszula prawdopodobnie skutkiem działania potu straciła zupełnie pierwotną barwę, czerwone paski zmieniły się na niebieskie, wydłużyły się też niepomiernie…. tak to - pomyślał sobie Wacław - jeśli się kupuje lichy towar!
[…]
I panna Jadzia po przybyciu do mieszkania postanowiła rzucić się zaraz w objęcia Morfeusza ponieważ zaś była bardzo zmęczona i sama nie mogła się rozebrać, przy toalecie pomagała jej mama….
- Patrz Jadziu - woła ze zdumieniem niewiasta […] a toś dopiero musiała zrobić forsowną wycieczkę, skoro twój trykot tak się zbiegł, że jest krótszy o połowę…. Musiałaś się porządnie spocić…. O! i niebieskie prążki zupełnie zczerwieniały! Ej, Dziewczyno! Ty na tych wycieczkach nabawisz się jeszcze kiedy, co najmniej… kataru! Jakże można się tak wytężać!.
Panna Jadzia nie odpowiedziała na to ani słowa, uśmiechnęła się jednak jakoś melancholijnie i rzekła sama do siebie pod nosem:
- A to osioł! Czego to było tak się spieszyć! Choć to nie jego wina…. W szałasie było zupełnie ciemno!9 

Równie popularne bywały wątki małżeńskie, przekształcane nierzadko w humorystyczne opisy prawdziwych dramatów:

Co go zdradziło
(czyli ostrożnie z biletami powrotnymi)

Jeden z krakowskich obywateli, który miał żonę bardzo złośliwą i dokuczliwą, wybrał się z nią ku wielkiemu zdziwieniu swych znajomych w podróż do Zakopanego, dla przyjemności. Nie mogło się to nikomu jakoś pomieścić w głowie, jegomość ów był znany ze swego skąpstwa, zresztą wiedziano bardzo dobrze, że pomiędzy małżonkami już od całego szeregu lat panowały nader rozprężone stosunki. Tymczasem jak grom z jasnego nieba nadeszła do Krakowa wiadomość, że zacna małżonka czcigodnego obywatela uległa wypadkowi w Tatrach. W czasie wycieczki poślizgnęła się na mchu, stoczyła w przepaść i znalazła śmierć na miejscu. Półgębkiem szeptano sobie, że małżonek musiał przyłożyć do tego rękę, nie było jednak świadków, nikt głośno nie wyraził swego zapatrywania. Policya i sąd zajęły się mimo to sprawą i już nazajutrz po pogrzebie poważny i poważany obywatel został aresztowany i odstawiony do więzienia sądu karnego, dochodzenie bowiem wykazało, że jadąc do Zakopanego dla siebie kupił bilet powrotny, dla żony zaś tylko w jedną stronę10.


Tworząc humorystyczne historyjki, satyrycy operowali prostym językiem, nad którego przekazem nie trzeba się było długo zastanawiać. Zdarzały się jednak wyjątki, które w widoczny sposób ujawniały się w trakcie konstruowania tekstów przejawiających tendencje pornograficzne. Podteksty powiązane z anatomią kobiecego ciała odgrywały główną rolę i to na nich najczęściej zbudowany był tego typu żart:

„Przedślubna” podróż do „Morskiego Oka”.
Protegowana nasza panna Jadzia Cz., o której wesołych przygodach tylekrotnie już na szpaltach „Boruty” opowiadaliśmy, zapragnęła swojego czasu koniecznie się „wydać”. Nie sadźcie, że wydać się w istocie - nie! Ambicya tej damy nie sięgała nigdy tak daleko. Jadzia chciała się tylko wydać - za mąż. Po kilku nieudanych próbach w tym kierunku - jak zapewnia nas kolega Fikenicht - próbach, o których świadczą po dziś dzień przywiędła cera i rozszerzona źrenica dziewczyny, Jadzia przyczepiła się do ósmego z rzędu „narzeczonego”, któremu do kwalifikacyji jedynego tylko brakło: możności żenienia się. Jej przyjaciel I. był niestety! już żonaty, powtórnego więc ślubu wziąć nie mógł. Nie przeszkadzało to jednak, że młodzi postanowili odbyć nie tyle poślubną, ile przedślubną podróż. Gwoli „taniości” obrano za cel wycieczki - Morskie Oko i dojechano tam naturalnie - na furze. I tu też w schronisku, w pewną zimną noc zakwaterowali się niedoszli nowożeńcy. Zimno było takie, że jak twierdzi kolega Fikenicht - pan I. dzwonił wprawionymi zębami, a panna Jadzia wszystkiemi swojemi kościami. 
Na drugi dzień zapytuje w żartobliwym tonie pan I. swoją partnerkę:
I cóż najdroższa? Jakżeż ci się podobała nasza podróż weselna?
Na to odrzekła Jadzia wspomniawszy na kilkunasto-godzinne niewygodne tłuczenie się budą góralską:
Wiesz drogi przyjacielu! Za dużo w niej było podróży… a za mało wesela - dodała po chwili rzuciwszy okiem na twarde i wąskie łóżeczko w szałasie11.

Podhale to jednak nie tylko rozprężenie obyczajowe. Oprócz upowszechnianych wątków erotycznych, satyrycy do opisu górskich kurortów wprowadzali zagadnienia dotyczące  warunków bytowych, jakie zapewniali letnikom i kuracjuszom miejscowi górale. Główny wątek tego typu żartów oscylował wokół niekończących się litanii narzekań na niewłaściwe traktowanie krakowskich mieszczan przez tubylców oraz permanentnie dopadający ich wyzysk prowadzony przez właścicieli pensjonatów i miejsc wypoczynkowych. Do jednego z nich zaliczono Andrzeja Chramca, górala, lekarza, społecznika, posiadającego od 1887 roku na terenie Zakopanego własne sanatorium z pokojami gościnnymi. O pojawiającej się w krakowskich gazetach pozytywnej reklamie świadczonych usług, ostrzegając potencjalnych turystów przed wyzyskiem oraz „demaskując” mechanizm pozyskiwanych rekomendacji, w taki sposób pisano na szpaltach „Bociana”:

Z Zakopanego
Wiadomo wszystkim dobrze, co za blagier, co za Chramca, 
Jak zdziera i jak szczędzi swym gościom wygody…,
Lecz zamieszkał u niego dziennikarski kłamca,
I sprasza przez dzienniki na chramcowskie gody.

Za mieszkanie, wikt dobry i jakiś dodatek, 
Opisuje po wszystkich dziennikach ten samiec, 
Że u Chramca raj istny, wymarzony światek,
Że istnym cudotwórcą jest ten zdzierca Chramiec.

I zakład najpodlejszy z powietrzem niezdrowym,
Przy drodze pełnej pyłu, przy kolei stacyi,
Otoczony więc ciągle dymem kolejowym,
Reklamuje ten błazen z „łapówkowej” racji. […]12

Opis wachlarza zachowań prezentowanego przez górali bywał dla satyryków przyczynkiem do autoironicznego, lustrzanego spojrzenia na zachowania będące wizytówką samych krakowian. W czasopiśmie „Diabeł” humoryści z rozbawieniem sugerowali, że ze względu na szacunek okazywany letnikom, wyjątkowo znakomitym i wrażliwym na niewłaściwe zachowania społeczne gościom Podhala należałoby […] przenieść miejscową ludność góralską w inne strony kraju, a osiedlić w Zakopanem górali, pochodzących z innych miejscowości, trzeźwiejszych, grzeczniejszych i nie będących wyzyskiwaczami13.
Owa pozorna „inność” mieszkańców Podhala, bezpośredniość i odmienne od mieszczańskiego traktowanie konwenansów miały irytować i jednocześnie zadziwiać pensjonariuszy, z kolei dla satyryków stanowiła kolejny materiał do żartów na temat nieco nadętych krakowian:

Zdrowa okolica
Pani profesorowa M. przyjeżdża do pewnej wioski w okolicy Nowego Targu, celem wynajęcia letniego pomieszkania. Znalazła wreszcie po długich poszukiwaniach w domu wójta stosowne „apartamenty” - a przy tej sposobności wywiązuje się między nią a wójtową następujący dyskurs:
Profesorowa: Jużbym się na cenę i wszystkie wasze warunki zgodziła, tylko nie mam pewności, czy tutaj wogóle jest zdrowa okolica?
Wójtowa: Moja paniusiu, tu jez straśnie zdrowy kraj! Łońskiego roku psyjechoł do nos taki chudzina maliorz, suchotnik - jemu się nawet na wiosne zmerło - ale patrz oj pani, jakiego zdrowego bachura zostawił moji Nastusi…14.

Analizując treść opisów Podhala tworzonych na potrzeby ówczesnej satyry, nie sposób pominąć wątków związanych z przeprowadzaną przez humorystów oceną specyfiki krakowian przybywających do zdrojowisk. Kreowany obraz gości oscylował wokół wizerunku żądnych przygód matron, a zaraz po nich szukających wrażeń kawalerów oraz znudzonych życiem bogatych mieszczan przywożących na wypoczynek rozentuzjazmowane kochanki. 

Telegramy z uzdrowisk
Krynica: Choć pociągi chodzą dość powoli, kuryacuszek ogromna masa, rzekłbyś zjechał się tu cały świat, a przynajmniej półświatek.15

Do prezentowanej narracji, humoryści przemycali również bliskie im wątki propagandowe (w szczególności konserwatywny i zwłaszcza w okresie lat 90. XIX wieku oraz pierwszego dziesięciolecia XX wieku rozpowszechniający idee o charakterze antysemickim „Diabeł” oraz „Boruta”). Dziennikarze promowali swoje poglądy i uprzedzenia społeczne przenosząc je z gruntu krakowskiego na grunt zdrojowisk. Ów trend wyraźnie ujawnia się w występujących opisach pobytu na Podhalu letników pochodzenia żydowskiego. Przejawiające pogardę oraz nieskrywaną agresją wierszyki wyglądały tak16:

Ze Szczawnicy


Piękna jest Szczawnica
Więc na pierwsze oko
Każdy się zachwyca
Szeroko, głęboko

A gdy bliżej zbada 
Jej tajne uroki
Miast zachwytu żal ma
Szeroki, głęboki

Bowiem każdy musi
Przyjść do tego sądu
Że dużo tu żydów, 
Za mało zarządu

Pierwszych wszędzie widzisz
By apetyt stracić
O drugim wiesz tyle
Że Ci każe płacić

Pierwsi roztaczają 
Naokoło smrody
Drugi o pacyentów 
Dba wciąż niewygody
[...]

O lepszą publikę
Niech się czyni starania
Lecz ta miewa słusznie
Większe wymagania

I chwała Szczawnicy
Znów się zazieleni
Gdy Żydów przetrzebi
A zarząd odmieni.17

Zestawienie obrazu wypoczywających Żydów18 z wizją równocześnie zaniżonego komfortu odpoczynku pozostałych wczasowiczów, a także panującym w kurortach kiepskim poziomem zdrowotności, jest zabiegiem dosyć powszechnie stosowanym w krakowskiej satyrze, utrwalającym funkcjonujące stereotypy Żyda - odmieńca w jarmułce i chałacie z przyczepionymi pejsami i garbatym nosem, śmierdzącego cebulą. 
Pozostałe grupy społeczne, o których wspominali humoryści w kontekście tworzonej satyry, to służba i pomniejsi kupcy. Ich pobyt na Podhalu co prawda był ujmowany do statystyk zamieszczanych w kronikach towarzyskich ówczesnej prasy codziennej oraz lokalnym dwutygodniku „Zakopane”19, ale informacje o nim - jak sugerowali dziennikarze - ze względu na charakter odbiorców tego typu prasy - nie musiały być podawane do szerszej informacji. Wystarczyło, że osoby te ujęte w opisach liczbowych zwiększały faktyczny stan gości odwiedzających poszczególne zdrojowiska. Według satyryków, magiczna potęga liczb poprawiała humor odwiedzających Podhale mieszczan, tworząc - jak sugerowali - ułudne poczucie przebywania w dużym i sławnym kurorcie, choć w rzeczywistości…

JAK TO BYŁO Z KURORTAMI

Rabczańskie madrygały

Piękna to miejscowość 
Pokażcie mi która
Jest druga wśród badów
Taka wielka dziura.

Towarzystwo też w niej
Jest nadzwyczaj śliczne
Kędy tylko spojrzysz
Bębny skrofuliczne

Z kolei przez cmentarz
Dążysz do zakładu
Więc też z apetytem
Siadasz do obiadu

A właściciel Rabki
Filantrop nielada
Więc wszystkich swych gości
Jak może…szanuje.
Wspaniała muzyka
Niech się osioł schowa
Pierwsi wirtuozi 
Miasta Jordanowa

Z dwu restauracyji
Jedna przez to słynie
Że w niej ustąpiło 
Masło margarynie20.



Konstruując satyrę, humoryści oceniali podhalańskie kurorty w kontekście oferowanych usług, jakości posiadanej infrastruktury oraz zapewnianych gościom rozrywek artystycznych. Przez pojęcie "kurorty" (zdrojowiska) rozumiano miejscowości najczęściej i najtłumniej odwiedzane przez krakowian - Zakopane (opisywane ze względu na walory przyrodnicze i „rekreacyjne”), Szczawnica (kurort prezentowany jako miejsce najchętniej odwiedzane przez krakowskich Żydów), Krynica (w której mieszczanie mieli leczyć się z bezpłodności) i Rabka (słynna ze skutecznych terapii pulmonologicznych). W ten sposób Podhale - w opisach zamieszczanych w prasie satyrycznej - zyskiwało charakter krainy uzdrowisk posiadających klasę samą w sobie, choć - jak z przekąsem dodawano - nierzadko dosyć odległą od tego, co ówcześnie przyjęto nazywać mianem prawdziwych kurortów:


Z Krynicy

Kto chce, niech cudze
Bady odwiedza
I niech się niemi 
Wielce zachwyca
Pod jednym względem 
Wszystkie wyprzedza
Nasza kochana
Złota Krynica

Tu kobiet mnóstwo
A mężczyzn mało
Więc jako w raju
Żyje płeć męska
Co dzień się nową
Okrywa chwałą,
Wciąż pożadana
Zawsze zwycięska
Niczego nie brak w naszej Krynicy
Muzyka, szampan 
Wszystkich weseli
Tylko nie możesz 
W tem zdrojowisku
Nigdy biletu 
Mieć… do kąpieli

Tyfus tu czasem
Wprawdzie wybuchnie
Ale się zaraz 
Za łeb go chwyta

A choć czasami 
Która z pań spuchnie
O takie głupstwa nikt się nie pyta

Pan Fleischmann zdziera
Lecz to w porządku
Za kawę płacisz, 
Ot, pół korony - 
Żydów masz pełno 
W kazdziutkim kątku
Sensację sprawia
Ochotnik chrzczony21.


W sezonie zimowym, w szczególny sposób twórcy czasopism satyrycznych kierowali swoją uwagę ku Rabce. Popularna ze względu na kuracje związane z leczeniem skrofulozy, przewlekłej gruźlicy węzłów chłonnych szyi, spotykanej u dzieci żyjących w złych warunkach higienicznych, interesować miała krakowian również w kontekście rozpoczynającego się i żywo komentowanego na łamach periodyków satyrycznych okresu organizacji dobroczynnych bali, redut i rautów. Zebrane kwoty przeznaczano na cele charytatywne. Humoryści w szczególny sposób zwrócili uwagę na bal, do którego przylgnęła nazwa skrofuliczno-rabczańskiego (pieniądze zebrane w trakcie balu przekazywano na leczenie w rabczańskim sanatorium dzieci chorych na skrofulozę). Wykorzystując rangę wydarzenia, publicyści w typowy dla siebie sposób (tym razem wykorzystując wątek Podhala) wyśmiewali fałszywą - w ich opinii - filantropię krakowian, zamierzoną na osiąganie przez ich twórców i uczestników konkretnych celów materialnych oraz społecznych - poprawę lub ugruntowanie zajmowanych pozycji. Obnażając ową fałszywą dobroczynność pisano:
[…] bal ten będzie też mieć doniosły wpływ na zwiększenie się liczby ludności w Krakowie, bo niejeden więcej lub mniej szlachetny młodzieniec który obawiając się dzieci skrofulicznych, nie chciał się żenić, widząc jaką troskliwością społeczeństwo dzieci skrofuliczne otacza, do portu małżeńskiego zawinie i o liczną, chociażby skrofuliczną familię postara się22.
Wraz za podążającą w stronę podhalańskich kurortów grupą mieszczan przemieszczały się letnie sceny teatralne Warszawy, Krakowa i Lwowa. Twórcy czasopism satyrycznych chętnie komentujący aktywność galicyjskich teatrów zwracali uwagę na popularność tego typu rozrywek wśród żądnych wrażeń kuracjuszy. Ów wątek opisywany był na szpaltach prasy satyrycznej w dwóch kontekstach. Pierwszy z nich, traktowany poważnie, miał stanowić przyczynek do zwrócenia uwagi czytelników na faktyczne możliwości infrastrukturalne jakimi dysponowały uzdrowiska w zakresie organizacji przedsięwzięć artystycznych: 

Ze Zdrojowisk
Rabka

Elektryka świeci jasno
Lecz w zakładzie ciągle ciasno
A zaś sala, jak na drwiny
Ledwo zmieści trzy tuziny.

Więc gdy teatr jaki zjedzie
Goście cisną się jak śledzie
Każdy z widzów za pakotem
Jak po deszczu zlany potem

Próżno każdy usiąść łóaknie
Bo na Sali krzeseł braknie
Zaś by ukryć brak jaskrawy
Znoszą sofki, stawią ławy
A gdy stanie zmęczy srodze
Można usiąść na podłodze
I kląć zarząd po szlachecku
Spędzić wieczór po turecku

Cny zarządzie szczerzę proszę
Choć po składce, zabierz grosze
A ze serca cię pochwalę
Lecz spraw krzesła, rozszerz salę23.

Drugi kontekst miał obnażać faktyczne przyczyny popularności, jaką wśród krakowskich mieszczan cieszyły się licznie wystawiane przedstawienia teatralne. O krakowianach pisano, iż ich faktyczne zainteresowanie sztuką, a już w szczególnym wypadku sceną teatralną, wynikało jedynie z chęci ciągłego poszukiwania odmiennych rodzajów ogólnodostępnej rozrywki. Tym samym krakowianie bywali charakteryzowani jako ludzie płytcy intelektualnie, nastawieni jedynie na odbiór taniej, niskiej jakości rozrywki. Letnie przedstawienia teatralne, organizowane w miejscach wypoczynkowych dawały więc publicystom asumpt do wyśmiewania oraz odbrązawiania przed nimi samymi obrazu Krakowa - duchowej stolicy Polaków i jego mieszkańców, a zwłaszcza mieszkanek:

Z Krynicy 
Co to było krzyku, gwałtu
Ile rozhoworów
Kiedy zjechał do nas lwowski
Teatr amatorów!
Radość biednych kuracjuszek
Była wprost bez granic
Lecz się wkrótce okazało
Że ta frajda na nic
 
A powody tego „krachu”?
O! to całkiem jasne:
„Miłośnicy” z sobą wzięli 
Miłośnice własne
 
Cóż więc poczną kuracjuszki
Z towarzystwem takiem?
Choć jest tam dość tęgich chłopów
Obejdą się smakiem24.


Warto również odnotować, iż satyrycy - co prawda w kontekście swoistej porażki, ale niemniej, spostrzegli aktywność twórczą Podhalan i inicjatywy przewijające się przez artystyczny światek Krakowa. Na uwagę zasługuje opis wydarzenia, które miało miejsce w dniach 19 - 21 października 1911 roku, a odbywało się w sali restauracji Romana Drobnera przy placu Szczepańskim nr 3. Wydarzenie związane było z wystawianym przedstawieniem zakopiańskiego kabaretu Juliana Łopatki pod nazwą „Wesoła Buda”25. Było to jedno z wielu przedsięwzięć teatralnych, jakie miały miejsce w tym lokalu i prawdopodobnie nie wzbudziłoby bliższego zainteresowania satyryków, gdyby nie fakt, że po jego występach w prasie, z reguły szeroko rozpisującej się na temat każdej pojawiającej się inicjatywy kulturalnej w mieście, nie ukazała się tym razem ani jedna recenzja dotycząca popisu artystów26. Sytuacja ta sprowokowała „Diabła” do opublikowania krótkiego komentarza, który w swoim prześmiewczym podtekście miał sugerować, iż brak jakichkolwiek recenzji w prasie krakowskiej równoznaczny jest z całkowitą klapą przedsięwzięcia: „Wesoła Buda” u Drobnera miała smutny koniec. Następne przedstawienie odbędzie się w dzień zaduszny z niezmienionym programem.27



I W KOŃCU WĄTEK MARGINALNY ACZKOLWIEK NIEMNIEJ INTERESUJĄCY

Do obrazu rozbawionego Podhala, twórcy periodyków humorystycznych niezmiernie rzadko przemycali wątki polityczne. Liderem w tej dziedzinie był krakowski „Diabeł”, czasopismo o zabarwieniu patriotycznym, na którego stronicach często gościła tematyka ideowo-narodowa związana z nurtem wiary w odrodzenie wolnej Polski. „Diabeł”, bardzo czuły na problemy związane z podtrzymywaniem ducha polskości, w latach 80. oraz 90. XIX wieku zamieszczał na swoich szpaltach liczne wiersze, artykuły oraz grafiki dotyczące problemu przynależności Morskiego Oka do terytorium Polski28. Miały one charakter poważny, moralizatorski, występowały w parze z silnymi akcentami antyaustriackimi i antywęgierskimi. Próba odebrania narodowi polskiemu Morskiego Oka, któremu w prasie nadawano wręcz rangę centrum polskości, stanowiło przyczynek do ataku przypuszczanego przez humorystów na ugodowych w stosunku do władz austro-węgierskich oraz przeważających w Kole Polskim austriackiej Rady Państwa przedstawicieli ugrupowania Stańczyków. Poniższy wiersz to przykład standardowo budowanej propagandy propolskiej publikowanej na łamach dwutygodnika:

Góralskie Piosenki

Naszej Ojczystej macierzy
Grozi rozbiór czwarty
Madziar na nią zęby szczerzy
Jako zwierz zażarty

Hej, na nasze Morskie oko,
Ma on setną chrapkę,
A tymczasem w Wiedniu nasi,
Grają w ciuciubabkę…

Koniec tego będzie smutny:
Niemiec się wymiga,
Staw zabierze Madziar butny, 
Nam ostanie - figa.

Nuż, ratujcie sprawę dalej, 
Pismaki i posły!
By Madziarzy się nie śmiali,
Że Poloki - osły.29

Lokalna polityka oraz struktura władz Podhala z reguły nie stanowiły na tyle interesującego zagadnienia, aby humoryści zajmowali się nim w poszerzonym zakresie. Zdarzało się jednak, że na szpaltach czasopism przemycano kąśliwe informacje dotyczące działalności Towarzystwa Tatrzańskiego bądź braku albo niewłaściwie dobranych form działań naprawczych podejmowanych przez władze zdrojowisk, związanych z rozbudową infrastruktury oraz polepszaniem warunków bytowych letników. Fatalnie oceniana aktywność włodarzy kurortów znalazła swój wyraz m.in. w 1911 roku, kiedy to w Zakopanem udało się odwołać ze stanowiska jego długoletniego wójta. Poniższy wiersz stanowi przykład satyry personalnej, jaką posługiwały się krakowskie czasopisma satyryczno-humorystyczne:

„Blok” zakopiański

Curuś, kandydat na posła
Co wart? Dość wyrzec: ludowiec.
Nie tylko w owych wyborach
I w innych jest też pechowiec.

Zakopanego to jest wójt
Ciemny, brutalny i chciwy
Lecz ma rządową opiekę
Więc pod nią żyje szczęśliwy.

Nareszcie rozum zawitał
Do zakopiańskich górali,
Co razem z Inteligencyą
Na tym się drabie poznali
Choć przy wyborach do gminy
Użyty był sposób „krakowski”,
Mimo szacherek i matactw
Rozbito „blok” curusiowski.

Stąd radość wśród miłośników
Cudnej tutejszej krainy,
Może w niej będzie porządek
Gdy przepadną… Takie syny.30

JAKIE WIĘC BYŁO PODHALE?

Obraz Podhala prezentowany na łamach krakowskich periodyków humorystycznych to przede wszystkim pisana z dużym sarkazmem charakterystyka społeczności krakowian przełomu XIX i XX wieku. Prasa tworzona przez mieszczan dla mieszczan interesowała się prowincją, a więc i Podhalem wtedy, kiedy na jej teren przybywali szukający dobrej zabawy krakowianie. To oni stanowili punkt odniesienia dla kreowanego wizerunku Podhala, które samo w sobie - ze względu na posiadane walory i przymioty - nie wzbudzało szerszego zainteresowania publicystów. Informacje, jakie odnaleźć można na łamach krakowskiej prasy satyrycznej, nie recenzowały Podhala, nie eksponowały cech, które mogłyby świadczyć o jego ukształtowanej osobowości. Podhale posiadało jedynie „oblicza”, których proces tworzenia nie był związany z analizą realnych zdarzeń i postaw społecznych ludności je zamieszkującej. Podhale żyło w prasie satyrycznej okrojone do roli letniej stolicy zabawy i rozrywki. Powagę uzyskiwało z rzadka, bo z rzadka też dostrzegano taką potrzebę. To nie piękno gór czy interesy górali stanowić miały o istocie tej krainy. Podhale bywało interesujące ze względu na losy głównego bohatera - przebywających letników, którzy w pierwszej kolejności chcieli czytać o sobie. Reszta stanowić więc musiała jedynie tło do eksponowania ich przywar, dowodzenia, że po raz wtóry mamy do czynienia z zabawnym, zamotanym w pozy obyczajowe mieszczaństwem. 
Opisy Podhala zamieszczane w prasie humorystycznej przepuszczano przez filtr wyobrażeń krakowian o dobrze spędzonych wakacjach. A ponieważ tych - jak nierzadko sugerowali satyrycy - przepełniało fałszywe poczucie posiadania nieskazitelnego gustu oraz wytwornych manier, periodyki satyryczne w prześmiewczy sposób dostosowywały Podhale do wyobrażeń jakie na temat miejsc wypoczynkowych posiadali ich wysublimowani czytelnicy. Urocze uzdrowiska zyskiwały tytulaturę kurortów (takim mianem określali je miejscy wczasowicze), pomimo tego że górali charakteryzować miało dostrzegane przez przyjezdnych nieeleganckie i niedopuszczalne w standardach dobrego zachowania skąpstwo i chciwość (przywary, o których satyrycy rozpisywali się zazwyczaj w kontekście oceny postaw społecznych krakowian), a także nieco odmienna obyczajowość w kontekście której normy moralne ulegały zatarciu. W tym wszystkim humoryści poszukiwali odrębności. Każde z opisywanych miejsc zyskiwało własną specyfikę, dzięki czemu powstający obraz nie wiał nudą, choć bywał przewidywalny. 
Reasumując, należy podkreślić, że o Podhalu nie pisywano z nadmierną powagą. Satyra obyczajowa w postaci eksponowania wątków sensacyjnych z dużą dozą erotyzmu w tle i małą dawką moralizatorstwa to kwintesencja serwowanych czytelnikom opisów.

Renata Kusek
 


Przypisy:
1. Wśród ukazujących się tytułów najbardziej popularne to konserwatywny „Czas” oraz „Przegląd Polski”, liberalno-demokratyczny „Kraj”, „Nowa Reforma”, „Nowiny”, „Wiek Nowy”, socjalistyczny „Naprzód”, liberalna i nieco socjalizująca „Krytyka”. Z czasopism zaliczanych do tzw. nurtu ludowego popularnością cieszyły się konserwatywne „Krakus” i „Rola”, wydawane przez obóz narodowo-demokratyczny „Polak”, „Ilustrowana Gazeta Polska”, „Ojczyzna”, socjalistyczne „Straż”, wydawany od 1907r. w Nowym Sączu „Dzień”, oraz od 1881r. w Tarnowie „Pogoń”, „Prawo Ludu”, chrześcijańsko-socjalne „Głoś Narodu”, wydawany od 1913r. w Tarnowie „Lud Katolicki”, „Prawda”, katolickie „Nowy Dzwonek”, „Światło”, „Wieniec”, „Pszczółka”, ludowe „Przyjaciel Ludu” i „Piast” oraz czasopisma związane z nurtem inteligencji ludowej „Przegląd Powszechny”, „Gazeta Powszechna”.

2. Szacuje się, że od lat 60. XIX w. do roku 1918 na terenie Krakowa ukazały się łącznie 72 tytuły wydawnicze periodyków humorystycznych, z których jedynie ok. 10 ukazywało się w okresie dłuższym niż 1 rok. Do tej grupy czasopism należy zaliczyć takie jak: „Diabeł” (1869-1922) - czasopismo skupiające się na poruszaniu problematyki politycznej oraz wątkach społecznych, „Bocian” (1896-1914) - operujący przede wszystkim satyrą obyczajową, często ulegający konfiskatom ze względu na - jak to argumentowała cenzura - obrazę moralności; dwa czasopisma o charakterze socjalistycznym „Hrabia Wojtek” oraz „Kropidło”, ukazujące się przemiennie i nieregularnie w latach 1905-1908; „Borta”, ukazujący się w latach 1905, 1907, a następnie w latach 1913-1914; „Chochoł” (1911) i „Brzytwa” (1911) oraz czasopisma satyryczne o charakterze literackim: „Abdera” (1911- 1912), „Figlarz” (1911, 1913- 1919), „Liberum Veto” (1903-1904). Do tej pory nie ukazało się żadne opracowanie, które systematyzowałoby i porządkowało wiedzę na temat krakowskich czasopism humorystycznych.

3. Standard wydawniczy został przez twórców czasopism postawiony na poziomie powyżej przeciętnym (duża dbałość o formę - bogata ilustracja <liczne rysunki, karykatury> oraz kolorystyka), co skutkowało wyższą ceną i zmniejszoną liczbą faktycznych nabywców. Najdłużej utrzymujący się na rynku dwutygodnik „Diabeł” rozpowszechniał stały nakład 1000 egzemplarzy przy cenie wahającej się pomiędzy 30-40 halerzami. Jak pisze J. Myśliński, łączny nakład czasopism humorystycznych nie przekraczał jednorazowo sumy 5000 egzemplarzy. Zob. więcej: J. Myśliński, Studia nad polską prasą społeczno - polityczną w zachodniej Galicji 1905- 1914, Warszawa 1970, s. 133.

4. J. Myśliński, Studia nad ….., s. 132.

5. Kwerenda została przeprowadzona w oparciu o krakowskie czasopisma satyryczno – humorystyczne: „Bicz”, „Bocian”, „Boruta”, „Diabeł”, „Hrabia Wojtek”, „Kropidło”. Informacje na temat Podhala (podawane w formie żartów) pojawiały się od początku XIX w. Jeden z pierwszych satyrycznych opisów wycieczki na Podhale pojawił się w miesięczniku „Lwowianin” (1841r.), sporadycznie również w „Kurierze Polskim”, „Czasie”, „Tygodniku Ilustrowanym”, „Kalendarzu Jaworskim”, „Ateneum”. Utwory humorystyczne w postaci humoresek góralskich drukowały czasopisma lokalne („Zakopane”, „Gazeta Podhalańska”). Warto wspomnieć, że o Podhalu pisano także w humorystycznej prasie lwowskiej (czasopisma „Szczutek”, Śmigus") oraz warszawskiej (czasopismo "Mucha”).

6. R. Kantor, Kalejdoskop krakowski. Gawędy o Krakowie, Krakowianach i ich zwyczajach, Kraków - Toruń 1996, s. 139.

7. „Boruta”, 1907, nr 13, s. 54

8.  „Boruta”, 1906, nr 7, s. 62.

9. „Bocian”, 1902, nr 14, s. 9.

10. „Bocian”, 1911, nr 4, s. 3.

11. „Boruta”, 1906, nr 10, s. 93. Uważny czytelnik niewątpliwie zwrócił uwagę, iż ujęcie w cudzysłów tytułowego Morskiego Oka oraz opis stanu źrenicy głównej bohaterki humoreski ma w rzeczywistości podtekst genitalny.

12. „Bocian”, 1901, nr 13, s. 2.

13. „Diabeł”, 1911, nr 16, s. 3.

14. „Bocian”, 1908, nr 11., s. 2.

15. „ Djabeł”, 1911, nr 17, s. 3.

16. Żydzi tworzyli drugą co do wielkości grupę narodowościową zamieszkującą Kraków. Szacuje się, że w omawianym okresie czasu stanowili w przybliżeniu ok. 23% wszystkich obywateli miasta. Była to w przeważającej mierze ludność trzymająca się na uboczu życia tak politycznego, jak i kulturalnego Krakowa, obracająca się w ramach własnej gminy i właściwie - pomimo sąsiedztwa z chrześcijanami - kompletnie dla nich nieznana. Negatywna postawa wobec Żydów uwarunkowana była przede wszystkim przeświadczeniem twórców czasopisma o coraz większym wpływie niezbyt licznej, ale za to dobrze wykształconej i bogatej grupy ludności żydowskiej na sprawy miasta. Niechęć wywoływał strach przed ewentualną dominacją mniejszości nad większością. W przekonaniu „Diabła”, Żydzi zaczynali aktywnie przejmować kontrolę nad Krakowem i jego chrześcijańską ludnością.

17. „Boruta”, 1911, nr 15, s. 10.

18.  Odpoczywający na Podhalu Żydzi zatrzymywali się najczęściej w oddzielnych od chrześcijan pensjonatach, posiadali własne restauracje oraz łazienki zdrojowe dostosowane do wymogów religijnych.

19. Szczegółowe informacje dotyczące pobytu gości, ale jedynie tych posiadających wysoką pozycję społeczną - mieszczan, szlachty, inteligencji przekazywały swoim czytelnikom najbardziej poczytne gazety, takie jak krakowski „Czas”, ale również i lokalne jak dwutygodnik „Zakopane”. Opisy charakteryzowały się dużą ilością szczegółów - w gazetach i czasopismach, obok imion i nazwisk, pojawiały się informacje na temat miejsca pobytu poszczególnych gości oraz osób, które im towarzyszyły (dzieci, kuzynostwa, rodzeństwa itp.).

20. „Djabeł”, 1911, nr 17, s. 3.

21. „ Djabeł”, 1911, nr 17, s. 3.

22. „Djabeł”, 1907, nr 3, s. 6.

23. „Djabeł”, 1907, nr 16, s. 6.

24. „Bocian”, 1901, nr 15 , s. 5.

25. Lokal Romana Drobnera słynął z posiadania tzw. otwartej sceny kabaretowej, działającej już od 1904r. Gościło na jej deskach wiele przyjezdnych teatrzyków, zwłaszcza z terenu Królestwa. Mogły one w tym miejscu swobodnie zaprezentować krakowskiej publiczności swój repertuar. Zob. więcej: J. Michalik, Dzieje teatru w Krakowie w latach 1865 - 1893, t. 5, cz. 2, Kraków 1987, s. 119.

26. Ibidem, s. 120.

27. „Diabeł”, 1911, nr 21, s. 7.

28. Konflikt o Morskie Oko stanowił spór ziemski o własność. Książę Christian Hohenlohe, właściciel licznych dóbr na terenie Górnego oraz Dolnego Śląska Węgier i Tatr, przez długie lata rościł sobie prawo do części Tatr znajdującej się w granicach polskiej Galicji, w tym m.in. do Morskiego Oka, należącego do Władysława Zamoyskiego. Ostatecznie spór został rozstrzygnięty w 1902r. Wyrokiem sądu polubownego w Grazu Morskie Oko zostało włączone w granice Galicji. Cała sprawa nabrała w tym czasie silnego kontekstu politycznego sporu o ziemie pomiędzy Polakami a Węgrami.

29. Diabeł”, 1894, nr 17, s. 2.

30. „Djabeł”, 1911, nr 15, s. 4.