"Zeszyty Rabczańskie" nr 3-4/2015



Od redakcji

Zestawiając kolejne numery „Zeszytów Rabczańskich”, coraz wyraźniej widać założenie wydawnicze pisma. Jest nim, oprócz strony dokumentacyjnej, także nakreślenie obrazu Rabki jako systemu społecznego i kulturowego na przestrzeni dziejów. Chodzi więc o przedstawienie rabczańskiej historii w perspektywie ogólnego biegu zdarzeń, ale także o uchwycenie specyfiki miejsca, o czym pisałem we wstępie do numeru pierwszego. Rabka jako część historii powszechnej i Rabka jako specyficzna struktura – pochodna tego co działo się na świecie i uczestnicząca, na swoją miarę, w wydarzeniach światowych. Może najciekawsze jest przenikanie się obydwu tych składowych; kultura ogólna i kultura lokalna? Wydaje się to redaktorom „Zeszytów Rabczańskich” ważkie poznawczo, a myślę, że i autorzy także podzielają ten pogląd. I chociaż mają oni własne plany i obowiązki, w których się realizują, poświęcili część swojej energii na przygotowanie artykułów do „Zeszytów”. Dzięki ich pracy coraz lepiej dookreślamy pojęcie „Rabka”.

Do syntezy droga wiedzie poprzez poszczególne tematy poruszane w „Zeszytach Rabczańskich”. Pośród nich są przedstawienia przekrojowe, historie konkretnych instytucji, kształtujących życie społeczne Rabki, a także historie pojedynczych osób, wpływających na Rabkę i będących uczestnikami życia tej miejscowości. W tych „Zeszytach” znaleźć można także, w opozycji do reszty numeru, tekst programowo bez przypisów będący zapisem emocji i pojawiających się nagle inspiracji. Kolejnym, mniej typowym dla numeru tekstem, wychodzącym poza założenie podtytułu „ludzie, historia, kultura”, jest artykuł o tematyce geologicznej, drukowany jednak z zamysłem ukazania specyfiki Rabki wyrażonej w aspekcie przyrodniczym, co więcej, w obszarze, który był fundamentem powstania uzdrowiska. Redakcja nie wyklucza w przyszłości kolejnych tekstów tego rodzaju. Zapraszamy do współpracy autorów, osoby dysponujące źródłami archiwalnymi i chcące podzielić się wiadomościami o naszej i ościennych miejscowościach. Niniejsze wydanie jest numerem podwójnym (3-4 za lata 2015 i 2016), jest więc czas na przygotowanie swojej wypowiedzi. Na razie zapraszam do lektury.

Jan Ceklarz
prezes Stowarzyszenia Kulturowy Gościniec


Audycja Radia Kraków o Zeszytach - rozmowa z Katarzyną Ceklarz 


Poniżej prezentujemy zawartość numerów 3-4  "Zeszytów Rabczańskich".


Jerzy Roszkowski

Właściciele Rabki od XIII do XVII w. Zarys genealogiczno-biograficzny

W początkach kształtowania się państwa feudalnego cała ziemia należała do monarchy. Z czasem władcy przekazywali ją w inne ręce; głównie za gotowość pełnienia służby wojskowej, różne zasługi, poparcie polityczne, a także dla krzewienia kultu religijnego oraz zagospodarowania niezaludnionych terenów. Otrzymywali ją przedstawiciele stanu rycerskiego i duchownego oraz zakony. Ponadto ziemię oddawano w użytkowanie zasadźcom, którzy mogli również pochodzić spośród plebejuszy. Dotyczyło to także opisywanego terenu, czyli północnego obrzeża Podhala i przede wszystkim Rabki.


Herb rodu Gryfitów

Pierwszym właścicielem szeroko pojętego Podhala, został na początku XIII w., z nadania księcia krakowsko-sandomierskiego Leszka Białego, ród Gryfitów, zwany niekiedy Cedrami, Świebodami lub Świebodzicami. Bezpośrednich przyczyn tej donacji, z powodu milczenia źródeł, możemy się jedynie domyślać. Wydaje się, że istotną rolę w tym przypadku odgrywała pozycja Gryfitów, jako możnego i wpływowego rodu małopolskiego, ale często stojącego w opozycji wobec krakowskiego władcy. O ich lojalność i poparcie musiał książę, podczas swych burzliwych rządów, nieraz zabiegać. Mógł się też spodziewać, że swoje możliwości ekonomiczne i organizacyjne spożytkują dla dobra księstwa, na zagospodarowanie niemal bezludnego i trudnodostępnego wówczas Podhala. Gryfici jednak – pomimo tego, że w 1234 r. uzyskali od księcia Henryka Brodatego przywilej, upoważniający ich do zakładania tu osad na prawie niemieckim, czyli znacznie usprawniający kolonizację – nie rozwinęli na szerszą skalę tej akcji. Udało im się bowiem założyć tylko jedną osadę, a mianowicie Rogoźnik. W 1237 r. jedynym posiadaczem Podhala został, pochodzący z Gryfitów, wojewoda krakowski Teodor Cedro z Ruszczy, który w 1235 r. ufundował klasztor cystersów w Ludźmierzu.


Ks. Andrzej Zwoliński

Niepokorne duszpasterstwo w Rabce po stanie wojennym

Duszpasterstwo w czasach PRL-u nie należało do łatwych. Każdy z księży doświadczał nieustannej inwigilacji, tj. podsłuchiwania telefonów czy nagrywania kazań. Wielu było wzywanych na przesłuchania, które przeważnie nazywano rozmowami z władzą ludową. Moje kapłaństwo rozpoczęło się w roku 1982, a więc już w stanie wojennym. Uroczystości prymicyjne szybko minęły, a pierwszą placówką duszpasterską okazała się potężna parafia osiedlowa (Jaworzno – Osiedle Stałe), wówczas z licznymi młodymi małżeństwami i dużą ilością młodzieży. Po dwóch latach, w 1984 r., otrzymałem nową placówkę, parafię pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Andrychowie, również na osiedlu. Tam jednak dane mi było pracować jedynie kilka miesięcy – od czerwca 1984r. do stycznia 1985 r. Z Andrychowa nagle (stan prawny określono jako statim, czyli natychmiast) przeniesiono mnie do Rabki, do parafii pw. św. Marii Magdaleny.

Przybycie do Rabki to nie były zwykłe przenosiny duszpasterza z jednej parafii do drugiej. Odbyły się zimą, nagle, z wezwaniem do natychmiastowej zmiany miejsca pracy duszpasterskiej. Otrzymałem przydział do parafii, której nie znałem, która wydawała się niezwykle odległa od dotychczasowego miejsca pobytu i działania. Przenosin dokonano w wyniku nacisku władz bezpieczeństwa, które już wówczas oskarżały mnie o zbytnie zaangażowanie się w pracę w tzw. podziemiu solidarnościowym. Nie było w tym żadnej przesady z ich strony, chociaż praca ta wydawała mi się niepozorna, a polegała głównie na kontaktach w małych grupach działaczy zdelegalizowanego wówczas NSZZ „Solidarność”, organizowaniu spotkań parafian na tematy, które były oficjalnie zakazane, pomocy w druku ulotek czy w kolportażu wydawnictw „podziemnych”.

Uczestnicy jednej z pielgrzymek. Fot. arch. autora


Katarzyna Ceklarz, Bogdan Wygrecki

120 lat straży pożarnej w Rabce 1895-2015

Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas Panie! Słowami hymnu „Święty Boże, Święty mocny” całe pokolenia starały się zapewnić sobie ochronę przed nagłymi katastrofami i klęskami. Jednym z największych, trudnym do opanowania zagrożeniem były pożary, które wybuchając wśród drewnianej zabudowy zamieniały w popiół cały ludzki dobytek. Ogień pochłaniał nie tylko budynki mieszkalne, ale co gorsza także zgromadzone w spichlerzach i stodołach zapasy żywności. Utrata plonów i paszy dla zwierząt stanowiła dla tych, którzy uratowali się z pożaru widmo głodu i nędzy. Jak wielkim zagrożeniem dla ludzi był pożar, świadczy krótkie doniesienie z Rabki, zamieszczone w piśmie „Nowa Reforma” z 1892 r.:

W dniu 24 b. m. po godzinie 10 w nocy wybuchł z niewiadomej przyczyny ogień w domu gospodarza Piotra Miśkowca. Od kilku dni trwająca posucha i silny wiatr były groźnymi sprzymierzeńcami niszczącego żywiołu – nadludzkiej też tylko pracy i heroicznemu poświęceniu, z jakiem spieszono na ratunek, zawdzięczyć należy, że tylko jeden dom i stodoła spłonęły. Z narażeniem życia walczyli mieszkańcy Rabki z ogniem. A walka nie była łatwą, bo nawet sikawki gmina nie posiada. Jedni konewkami donosili wodę i spinając się po drabinach polewali dachy – inni wynosili mienie i dobytek z płonącego domu. Szczególnie odznaczyli się: Jasiński, Klepka Franciszek, Janowiec i Rogowiec Stanisław. Przybyli też ks. proboszcz Twardowski, drowie Spitzel i Głuchowski i wielu z gości, bawiących na kuracyi w zakładzie rabczańskim, i nieśli pomoc ratującym. Dwór jeden zachował się biernie i nie wziął w akcyi ratunkowej udziału, chociaż dworska sikawka byłaby ułatwiła ratunek. Może nareszcie gmina widząc, że tylko własnej pomocy ocalenie zawdzięcza, zajmie się organizacją straży ogniowej i postara się o przyrządy ratunkowe.

Przywołany artykuł pokazuje, w jaki sposób na trzy lata przed powstaniem w Rabce jednostki gaśniczej starano się wspólnymi siłami walczyć z ogniem. Jednocześnie dowiadujemy się, że rabczański dwór należący wówczas do rodziny Zubrzyckich był wyposażony w prywatny sprzęt gaśniczy - sikawkę. Być może to ją właśnie trzy lata później w 1895 r. Laura Zubrzycka (1826-1896) ofiarowała nowo powołanej Ochotniczej.

Drużyna żeńska na tle samochodu bojowego, 1932 r.

OSP Rabka - rozmowa z Katarzyną Ceklarz (audycja Radia Kraków)


Katarzyna Ceklarz, Piotr Kuczaj

Kino „Śnieżka” - historia X muzy w Rabce

Opisując historię rabczańskiego kina należy cofnąć się do okresu międzywojennego. W 1928 r. ówczesny proboszcz parafii św. Marii Magdaleny, ks. Jan Surowiak (1878-1936), widząc wzrastającą potrzebę powołania instytucji kultury w Rabce przekazał należący do parafii, obszerny budynek gospodarczy, na potrzeby przyszłego Domu Ludowego (obecnie mieści się w nim siedziba Teatru Lalek „Rabcio”). W ten sposób w dotychczasowej stajni powstał, po modernizacji, dom kultury, w którym mieściło się również kino – Teatr Świetlny „Jutrzenka”. W pierwszych latach działalności instytucji kino wyświetlało seanse przez dwa dni w tygodniu (w sobotę i niedzielę) obsługiwane przez kinooperatora dojeżdżającego z Krakowa, w zamian za wypłatę w wysokości 250 zł miesięcznie. Zainteresowanie ze strony widzów spowodowało, że pięć lat później w 1933 r. w tym samym budynku uruchomiono stacjonarne kino „Słońce”. Jego pierwszym operatorem został Józef Dobrzański (1910-1997) – fachowiec i zarazem miłośnik kina, który przez kolejne 43 lata obsługiwał projektor w Rabce.

Repertuar

W latach 30. XX w. kuracjusze i mieszkańcy uzdrowiska mogli korzystać z bogatego repertuaru filmowego. Seanse odbywały się w przede wszystkim w święta (najczęściej w godzinach: 14:15, 16:15, 18:15), ale także w dni powszednie (o godz. 18:15 i 20:15). W sezonie letnim kino powiększało ofertę dbając o sprowadzanie filmowych nowości. Termin i godziny seansów ogłaszano na łamach miesięcznika „Widomości Rabczańskie” oraz reklamowano za pomocą plakatów drukowanych w Nowym Targu. Już wówczas młodzież szkolna mogła liczyć na 50-procentową zniżkę na bilety.

Przeglądając archiwalne egzemplarze „Wiadomości Rabczańskich” można z łatwością odtworzyć repertuar kina z okresu międzywojennego. Dla przykładu w marcu 1937 r. (w niskim sezonie turystycznym) widzowie mogli obejrzeć bijące rekordy popularności filmy, np. „W blasku Słońca” ze śpiewakiem operowym Janem Kiepurą w roli głównej. Niewiele mniejszym zainteresowaniem cieszył się film „Trędowata” z amantem filmowy Franciszkiem Ksawerym Brodniewiczem, „Jadzia” z teatralną i filmową gwiazdą Jadwigą Smosarską lub „Sonata Księżycowa”, w której utwory muzyczne Beethovena, Chopina i Griega wykonywał kompozytor i wybitny pianista Ignacy Paderewski. Miesiąc później, w kwietniu, w repertuarze kina „Słońce” królowała komedia: „Ada to nie wypada” z Antonim Fertnerem oraz dramat wojenny „Burza nad Andami”. W okresie wakacyjnym kino oferowało m.in.: amerykański film przygodowy „Ucieczka Tarzana” z Johnny Weissmullerem w roli głównej. Wyświetlano również „Czarnego Anioła”, „Dzikusa”, „Dyplomatyczną żonę”, „Królową dżungli”, „Maturę” „Ogród Allaha”, „Ostatniego Mohikanina”, „Robinsona Cruzoe”, „Rose Marie”, „Rozwód z przeszkodami” i „San Francisco”. Sporą publiczność przyciągała do kina najważniejsza dziecięca gwiazda dużego ekranu - Shirley Temple, grająca główną rolę w filmie „Moja Gwiazdeczka”. Popularnością wśród widzów cieszyła się także komedia „Kochana rodzinka”, oparta na miłosnych intrygach Flipa i Flapa.

Budynek Café Clubu w Rabce. Fot. zbiory P. Kuczaja

 

Kino "Śnieżka". Rozmowa z Katarzyną Ceklarz (audycja Radia Kraków) 


Józef Szlaga

Dzieje Transwersałki na łamach dawnej prasy

W 2014 r. obchodzono 130 rocznicę uruchomienia, przebiegającej przez Rabkę linii Kolei Transwersalnej. Na temat legendarnej już dzisiaj C.K. Galicyjskiej Kolei Transwersalnej powstało wiele prac podsumowujących i artykułów, nie ma więc potrzeby zagłębiać się w jej ogólną historię. Warto natomiast przedstawić to, co dla współczesnych mieszkańców Rabki może być źródłem poznania historii regionu, czyli fakty związane z budową odcinka Żywiec - Nowy Sącz. Czym była Kolej Transwersalna, jakie skutki pociągnęła za sobą jej budowa, a przede wszystkim, co i jak na jej temat pisano w ówczesnej prasie - to przedmiot poniższego opracowania. W cytowanych fragmentach pozostawiłem oryginalną pisownię, by czytelnik mógł zasmakować w atmosferze tamtych lat.

C.K. Galicyjska Kolej Transwersalna (Galizische Transversalbahn – GT) to państwowa pierwszorzędna linia kolejowa o statusie magistrali, mająca za zadanie połączenie wcześniej istniejących linii i stworzenie sieci komunikacji kolejowej równoleżnikowo (poprzecznie, czyli transwersalnie), z zachodu na wschód galicyjskiej części terytorium XIX-wiecznych Austro-Węgier. Kolej ta była największą inwestycją XIX w. na terenie Galicji. Jej przebieg wytyczono w trudnym górzystym terenie, spinając w ten sposób wiele regionów geograficznych, począwszy od Beskidu Żywieckiego, kończąc na Podolu. W założeniach projektowych miała pobudzić rozwój gospodarczo-handlowy Galicji poprzez transport surowców, produktów rolnych i przemysłowych (głównie naftowych), służyć interesom ogólnopaństwowym, w tym przede wszystkim strategiczno-wojskowym. Patrząc z perspektywy lat na skalę i rozmach inwestycji, można stwierdzić, że zbudowano ją niezwykle szybko, bo w ciągu zaledwie dwóch lat.

Zawiadomienie o otwarciu przystanku kolejowego w Rabce


Zbigniew Moździerz

Dworzec kolejowy w Rabce – uwagi konserwatorskie

Historia dworca kolejowego w Rabce jest ściśle związana z dziejami Galicyjskiej Kolei Transwersalnej, której początki na terenie Małopolski sięgają połowy XIX w. W dwadzieścia dwa lata po oddaniu do użytku pionierskiej linii kolejowej w Anglii, w 1869 r. została przekazana do eksploatacji pierwsza na terenie Galicji trasa kolei z Mysłowic do Krakowa. W latach 1882–1885 zrealizowano całą linię biegnącą wzdłuż głównego grzbietu Karpat.

Trasę Żywiec-Sucha-Nowy Sącz uruchomiono 16 grudnia 1884 r. Niespełna tydzień później, 22 grudnia, otwarto linię z Krakowa do Suchej. W przeddzień wigilii Bożego Narodzenia, 23 grudnia 1884 r., oddano do użytku przystanek kolejowy w Rabce. Chabówka uzyskała rangę stacji węzłowej w 1899 r., po ukończeniu trasy do Zakopanego, do którego skierował się wówczas główny ruch osobowy z Krakowa. Transport osób między Chabówką a Nowym Sączem nie był początkowo duży – w 1886 r. dwie pary pociągów na dobę; w 1914 r. – cztery. Większe znaczenie miał ruch towarowy, który wpłynął na znaczne ożywienie gospodarcze regionu (rafinerie nafty w Limanowej, kamieniołom w Klęczanach, liczne tartaki i inne mniejsze zakłady). Ważną strategicznie linią była ona w czasie I wojny światowej, zwłaszcza w listopadzie i grudniu 1914 r., podczas wielkiej bitwy pod Limanową. Na temat obsługi linii przez parowozy Zbigniew Sułkowski pisał:

Do 1939 roku pociągi między Chabówką a Nowym Sączem prowadziły niemal wyłącznie parowozy austriackie, po 1945 roku trakcję zdominowały Ty2, które zresztą już w czasie okupacji pojawiły się w większej liczbie w Chabówce i Nowym Sączu. W trakcji podwójnej i potrójnej prowadziły składy towarowe (np. między Dobrą a Mszaną Dolną dopuszczalne brutto dla jednego Ty2 wynosiło tylko 400 ton) a ruch towarowy do lat siedemdziesiątych był duży. W ruchu osobowym, do końca lat sześćdziesiątych wspomagały je TKt3, a od połowy lat pięćdziesiątych także TKt48. Prace manewrowe w Limanowej i Tymbarku oraz lżejszy ruch towarowy obsługiwały do lat siedemdziesiątych sądeckie Tr203.

Dworzec kolejowy w Rabce. Fot. zbiory M. Szalińskiego


Barbara Słuszkiewicz

Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Rabce (1945-1976) w 70. rocznicę założenia

W okresie międzywojennym w rabczańskim Rynku pod numerem 24 mieściła się rozlewnia piwa, której właścicielem był żydowski przedsiębiorca Rudolf Freundlich. Z początkiem II wojny światowej Niemcy przejęli tę nieruchomość pod przymusowy zarząd, jako niezbędną dla prowadzenia zaopatrzenia szpitali wojskowych oraz rabczańskich uzdrowiskowych domów wczasowych, przeznaczonych dla dzieci z bombardowanych terenów niemieckich. W latach 1940-1944 Niemcy prowadzili w Rynku Bezirksmolkerei des Neumarkt in Rabka – mleczarski zakład produkcyjny wyposażony w sprzęt i urządzenia przejęte z innych okolicznych zakładów mleczarskich, w tym z pobliskiej Skawy i Spytkowic. W okresie okupacji zakład liczył 5 pracowników umysłowych i tyle samo produkcyjnych, wśród których pracowali nieletni. Na kierownika zakładu powołany został Józef Filipiak, a pracownikami byli m.in. młodociani: Stanisław Gacek, Edward Klempka i Adam Serafin.

Tuż po zakończeniu działań wojennych, 6 maja 1945 r., odbyło się zebranie członków założycieli Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej (OSM) w Rabce. Wzięli w nim udział: Józef Cieślak z Chabówki, Jan Chryc z Rdzawki, Józef Kramarczyk ze Skomielnej Białej, Walenty Kędzior z Raby Wyżnej, Ludwik Klempka, Szczepan Miśkowiec, Stefan Papciak - sekretarz PPR w Rabce, Szymon Skawski, Stanisław Wójtowicz ze Słonego i Jan Żur z Chabówki. Pierwszym i najważniejszym zadaniem stojącym przez zarządem w powojennej rzeczywistości było zabezpieczenie majątku pozostałego po niemieckim zakładzie produkcyjnym. Dzięki zapobiegliwości oraz energii pracowników udało się to wykonać bardzo szybko i 15 maja 1945 r. uruchomiono Spółdzielnię Mleczarską. Jej pierwszym kierownikiem i organizatorem został technik mleczarstwa Walenty Reizer (ur. 1912) z Rabki.

Siedzibą powołanej wówczas Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Rabce był nadal budynek administracyjno-produkcyjny w rynku pod nr. 24. Było to możliwie dzięki umowie najmu, podpisanej na okres 10 lat z właścicielami nieruchomości: Rudolfem Freundlichem, Kazimierzem Kadenem, Kazimierzem Kellerem i Krystyną Walicką.

Spółdzielnia Mleczarska działała na podstawie postanowienia o wpisie do rejestru sądowego, dokonanego trzy lata później 5 kwietnia 1948 r. Pierwszą osobą wpisaną do rejestru członków OSM został Jan Żur z Chabówki. Liczba zarejestrowanych wówczas członków wynosiła 46 osób.

Dawna rozlewnia piwa R. Freundlicha zamieniona na zakład mleczarski. Rabka, lata 40. XX w.


Piotr Sadowski

Cmentarz wojenny Armii Czerwonej w Rabce

W 2013 r. ukazał się w „Wiadomościach Rabczańskich” artykuł „Nekropolia NKWD?”, którego autor wysunął śmiałą tezę, dotyczącą pochowanych na tym cmentarzu żołnierzy sowieckich. Tekst stał się inspiracją do dokładniejszego zbadania genezy rabczańskiej nekropolii, z ustaleniem okoliczności śmierci pochowanych tutaj żołnierzy. Poszukiwania tego typu umożliwiają archiwa rosyjskie, do niedawna niemal zupełnie niedostępne dla badaczy z Zachodu. Zawierają one dokumentację poległych na froncie oraz zmarłych w szpitalach wojskowych, która była prowadzona – wbrew powszechnym przekonaniom – bardzo skrupulatnie. Do tej pory o cmentarzu żołnierzy radzieckich przy ul. Orkana, jednym z najbardziej charakterystycznych miejsc w Rabce, wiadomości czerpano wyłącznie z dokumentów polskich, które – co wykazano poniżej – obarczone są pewnymi nieścisłościami. Strona polska nie miała bowiem dostępu do informacji zawartych w sowieckich spisach poległych, które przez kilkadziesiąt lat opatrzone były klauzulą ściśle tajne.

Po działaniach wojennych z 1945 r. w Małopolsce pozostały liczne mogiły, w których pochowano żołnierzy obu walczących stron. Rzecz jasna, więcej uwagi poświęcano grobom żołnierzy Armii Czerwonej. Te już w pierwszych miesiącach po wojnie były upamiętniane, a po akcji ekshumacyjnej z 1948 r. (na terenie województwa krakowskiego) niemal wszystkie groby przeniesiono na cmentarze zbiorcze. Urządzano je w większych miejscowościach, pozostawiając w terenie jedynie groby masowe, mające pełnić funkcję symboliczną, względnie groby zapomniane, niewykazane w czasie inwentaryzacji przeprowadzonej na polecenie urzędu wojewódzkiego w latach 1945-1946. Na terenie dawnego powiatu nowotarskiego urządzono wtedy dwa cmentarze: w Nowym Targu i Rabce oraz upamiętniono mogiły zbiorowe w Lipnicy Wielkiej – Murowanicy oraz w Chyżnem. W okolicach Rabki zlokalizowano także cmentarz w Jordanowie, wówczas należącym do powiatu myślenickiego; na terenie tego powiatu urządzono jeszcze nekropolie w Myślenicach i Dobczycach oraz upamiętniono grób masowy w Sułkowicach (ekshumowany w połowie lat 50. XX w.). Szczątki żołnierzy poległych w miejscowościach położonych na północny wschód od Rabki przeniesiono na cmentarz wojenny w Limanowej, obejmujący swym zasięgiem cały powiat limanowski.

Dawne nagrobki w południowo-wschodniej części cmentarza w Rabce. For. arch. Urzędu Miasta w Rabce


Maciej Miezian

Podróże państwa Matejków do wód

Najwybitniejszy polski malarz XIX w., Jan Matejko (1838-1893), był bardzo słabego zdrowia. Poważne problemy zdrowotne miały również jego dzieci i żona. Zresztą jedno z ich potomstwa zmarło już w niemowlęctwie. Nic przeto dziwnego, że zaprzyjaźnieni z artystą lekarze, a były w ich gronie tak wybitne postacie, jak dr Henryk Jordan (1842-1907) i dr Józef Dietl (1804-1878), starali się wyciągnąć artystę z Krakowa i wysłać do wód.

Kraków miał w owym czasie niezbyt sprzyjające zdrowiu warunki higieniczne. Miasto założone w dawnych wiekach na płaskowyżu wśród bagien miało klimat powodujący tzw. krakowskie śpiączki, podczas których – jeśli wierzyć przekazom – potrafiło zasnąć całe miasto. Na dodatek od północy wiały silne wiatry, nawiewające do centrum niezbyt przyjemne zapachy z olbrzymiego targu końskiego na Kleparzu. Z tego powodu zachowano nawet ciąg murów miejskich od strony północnej wraz ze słynną Bramą Floriańską. Nie chciano powtórzyć błędu z przeszłości, kiedy rozebranie pobliskiej Bramy Sławkowskiej spowodowało, że silny wiatr przyganiał śmieci z przedmieść na sam Rynek.

W czasach Matejki ze sporą częścią tych kłopotów już sobie poradzono, a na terenie targu końskiego na Kleparzu zaczęły powstawać nowe dzielnice, pełne okazałych gmachów, w tym m.in. budynek Akademii Sztuk Pięknych, której Matejko był dyrektorem.

Rodzina Matejków. Rys. J. Matejko 1875 r.


Józef Gaweł

Prof. Maciej Leon Jakubowski (1837-1915) – ojciec polskiej pediatrii i rabczańskiego lecznictwa dzieci (w setną rocznicę śmierci)


Prof. Maciej Jakubowski. Rys. T. Wiatr

Można powiedzieć, że światowa pediatria ma wielu ojców. Za twórcę pediatrii polskiej uważany jest profesor Maciej Leon Jakubowski, pierwszy kierownik Katedry i Kliniki Pediatrii założonej w 1864 r. w Krakowie. Jego zainteresowanie problemami zdrowia dzieci umożliwiło rozwój tej gałęzi medycyny. To dzięki niemu Kraków i Polska, choć wówczas nieobecna na mapach świata, nie pozostały w tej dziedzinie w tyle za innymi ośrodkami europejskimi i dzięki niemu dołączyła do nich Rabka. Wystarczy powiedzieć, że już w roku 1888 profesor otrzymał miano „ojca pediatrii polskiej.

Maciej Leon Jakubowski urodził się 2 marca 1837 r. w Krakowie. Jego dziadek Maciej Topór-Jakubowski i stryj Józef byli lekarzami. Dyplom lekarza uzyskał w 1861 r. na Uniwersytecie Jagiellońskim i w tym samym roku tytuł doktora medycyny, a w 1862 r. tytuł doktora chirurgii po obronie pracy o tracheotomii. Początkowo pracował w Klinice Lekarskiej prof. Józefa Dietla (1804-1878), a następnie w Klinice Akuszerii i Pediatrii prof. Kwaśniewskiego. W 1863 r. obronił pracę habilitacyjną „O niestrawności u niemowląt”, a jej promotorem był prof. Józef Dietl, notabene internista. Uroczysty wykład habilitacyjny pt. „O chorobach pępka” miał miejsce w 1864 r. 13 czerwca 1864 r. wtedy już docent M. Jakubowski otworzył pierwszy na ziemiach polskich oddział chorób dzieci rozpoczynając rozdział pediatrii w historii polskiej medycyny. Przed tym, przez 3 lata pracował w szpitalach dziecięcych w Wiedniu, Pradze oraz Paryżu. Pewnie podczas tych staży powziął postanowienie zajęcia się wyłącznie nauką o chorobach dzieci oraz założenia w Krakowie szpitala dziecięcego, interesując się organizacją i funkcjonowaniem szpitali dziecięcych w Europie.


Gabriel Szuster

Stanisław Feliks Czelny (1895-1977) – rys biograficzny

Postać dra Stanisława Czelnego, lekarza, wojskowego i byłego więźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, była już kilkakrotnie przywoływana zarówno na łamach prasy, jak i w wydaniu słownikowym. Rok 2015 jest jednak wyjątkowy z dwóch powodów – teraz właśnie przypadają rocznice: 70-lecie wyzwolenia KL Auschwitz-Birkenau oraz 115. rocznica urodzin doktora. Osoba Czelnego na stałe wpisała się w historię dwóch miejscowości Rabki i Krzeszowic, dlatego warto jeszcze raz przypomnieć tę postać i uzupełnić wiedzę na jej temat.

Urodził się 15 maja 1895 r. we Lwowie jako syn Wawrzyńca i Karoliny de domo Małodobrej. Przyszedł na świat jako poddany monarchii austro-węgierskiej. Okres dzieciństwa i młodości spędził we Lwowie. W młodości miał szerokie zainteresowania: ornitologia, kolekcjonerstwo motyli i owadów oraz filatelistyka. Jego rodzinne miasto było ówczesną stolicą Galicji, ważnym ośrodkiem administracyjnym i kulturalnym. Osobowość Stanisława Czelnego kształtowała się pod wpływem ducha Galicji. Jako nastolatek był świadkiem ważnego wydarzenia historycznego, które wstrząsnęło opinią publiczną, a mianowicie zamachu na namiestnika Galicji, Andrzeja Kazimierza hrabiego Potockiego. Nie wiedział jeszcze wtedy, że po wojnie los zaprowadzi go do Krzeszowic, rodzinnego gniazda Potockich.

Legitymacja Stanisława Czelnego. Fot. zbiory rodzinne


Katarzyna Ceklarz

Maria Białoń (1928-2015) – polonistka, wychowawczyni pokoleń

Maria Białoń urodziła się 15 czerwca 1928 r. w Nowym Targu jako najstarsza córka Stanisława Białonia (1900-1966) z Obidowej oraz nowotarżanki Marii z domu Pyka (1900-1971). Rodzice posiadali niewielkie, liczące ok. 1,5 ha gospodarstwo rolne. Mieli jeszcze trójkę młodszych dzieci: syna Mieczysława (1933-1998) oraz dwie córki: Zofię (1931-1989) i Stanisławę (1933-2013). W latach 1935-1942 Maria Białoń uczęszczała do 7-klasowej Publicznej Szkoły Powszechnej. Edukację kontynuowała w dwuletniej Szkole Handlowej w Nowym Targu (1942-1944), a następnie w Państwowym Gimnazjum i Liceum im. S. Goszczyńskiego w Nowym Targu (1945-1949), w którym wybrała profil humanistyczny. W latach 1949-1952 studiowała na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie (specjalność filologia polska) uzyskując dyplom ukończenia studiów wyższych pierwszego stopnia. Tuż po złożeniu egzaminów w czerwcu 1952 r. otrzymała nakaz pracy w Liceum Ogólnokształcącym im A. Mickiewicza w Książu Wielkim (powiat miechowski), w którym przez rok prowadziła lekcję języka polskiego. W kolejnych latach kontynuowała studia filologiczne na UJ. Jej profesorami byli m.in. Stanisław Pigoń, Kazimierz Wyka, Zenon Klemensiewicz, Kazimierz Lepszy. W trakcie studiów była stypendystką Ministerstwa Szkół Wyższych i Nauki. W styczniu 1955 r. uzyskała stopień magistra filozofii (dyplom nr. 213) broniąc pracę pt. „Alojzy Feliński »Barbara Radziwiłłówna« – wydanie krytyczne”. Praca z dziedziny historii literatury dotyczyła pięcioaktowej tragedii napisanej w 1811 r. Recenzent prof. S. Pigoń, ocenił ją jako wyróżniającą się i wystawił ocenę „+bardzo dobry”.

Tebleau klasy maturalnej Marii Białoń. Zbiory rodzinne


Jarosław Zoń

Nie zawsze było łatwo – o moich spotkaniach z prof. Marią Białoń


Maria Białoń. Fot. zbiory rodzinne

O profesorce Białoń, zwykle mówiło się „Stara”. Nie wiem, czy to ktoś z naszego rocznika przypiął Jej to określenie, czy odziedziczyliśmy je po poprzednich rocznikach. Tak czy owak, w szkole chyba inaczej się o niej nie mówiło. Nie było to może miłe przezwisko, ale młodość rządzi się swoimi prawami i odkąd istnieje szkoła, zawsze nauczyciele mieli jakieś pseudonimy. Tak sobie myślę, że to przezwisko nie było najgorsze, a przylgnęło do Niej do tego stopnia, że jeszcze niedawno rozmawiając z kolegą ze szkolnej ławy, Tadkiem Filipiakiem o wizytach u Niej, tak ją określaliśmy. A w każdym razie na pewno ja. Przypomniałem tu Tadka Filipiaka nieprzypadkowo w kontekście wspomnień o prof. Marii Białoń, ale do tego dojdziemy.

Zanim zacząłem chodzić do Liceum w Rabce, już o Niej słyszałem. Mój wujek Marian Bieliński uczył języka polskiego w tym  liceum i sporo opowiadał. Także o Niej. Zanim pierwszy raz Ją zobaczyłem, wyobrażałem Ją sobie  jako, jakieś połączenie Buki z Muminków i blondwłosej radzieckiej Heroiny z socrealistycznych plakatów. Z takim nastawieniem czekałem na jej wejście na pierwszej lekcji polskiego. Drzwi się otworzyły, a tu w miejscu, gdzie według moich wyobrażeń miała znajdować się głowa, nie było nic. Zamiast blond-monstrum wtuptała do sali mała staruszka – nie wiem ile wtedy miała lat, ale tak ją odebrałem. W czasie szkoły nie darzyliśmy się wzajemnie specjalną sympatią. Nie wiem dlaczego. Podejrzewam, że moje niechlujstwo zeszytowe było dla Niej nie do przyjęcia. Zeszyt od samego początku był dla mnie zmorą.

Pod koniec pierwszego semestru nasza wychowawczyni prof. Zofia Padlikowska poszła na urlop macierzyński i „Stara” zajęła jej miejsce. Groziła mi dwója z fizyki. Z polskiego też sytuacja nie była jasna, ale ktoś siedzący w pierwszej ławce podpatrzył jak wpisywała oceny do dziennika i dowiedziałem się z ulgą, że mam 3. Na godzinie wychowawczej pytała po kolei, kto z czego jest zagrożony. Gdy doszło do mnie, powiedziałem o fizyce. I wtedy padło druzgocące pytanie:

– A polski? Polski?!


Tobiasz Orzeł

Wspomnienie o rabiańskich kowalach

We wrześniu 2010 r., jeszcze jako student Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Jagiellońskiego, miałem okazję uczestniczyć w ćwiczeniach terenowych prowadzonych na terenie Raby Wyżnej. Zadaniem mi powierzonym było zanotowanie i opracowanie danych na temat lokalnego rzemiosła. Choć badana miejscowość nie jest i nigdy nie była wyróżniającym się ośrodkiem kowalskim, to właśnie rozmowy poświęcone temu zawodowi okazały się najbardziej owocne. W poniższym tekście chciałbym zaprezentować sylwetki jedynie kilku spośród wielu wspominanych przez moich informatorów rabiańskich kowali. Skupiłem się przede wszystkim na ich indywidualnych biografiach (nauce zawodu, warsztatowi pracy, pozycji społecznej itp.), samą sztukę obróbki metalu pozostawiając w tle. W tym przypadku uznałem, że konkret i detal są ważniejsze od uogólnień, które czytelnik może znaleźć w licznych, powszechnie dostępnych opracowaniach etnograficznych.

Nieistniejąca kuźnia w majątku podworskim w Rabie Wyżnej. Rys. K. Kościelniak


Robert Miśkowiec

Z drewna, gliny i cegły - tradycyjne i nowatorskie budownictwo w Skomielnej Białej z XIX i XX wieku

Mieszkańcy Skomielnej Białej budowali swoje domy z materiałów, do których mieli dostęp. Najczęściej z drewna, bo jego było wokół najwięcej. Po etapie budownictwa drewnianego długo popularna była cegła, a w między czasie pojawił się eksperyment z gliną ubijaną. Każda z tych technik ma w Skomielnej Białej swoją historię i swoich mistrzów.

Drewno

Budownictwo drewniane ma najdłuższą historię . W pamięci mieszkańców zachowały się najstarsze ze znanych typów domów, tzw. kurne chaty. Były to drewniane budynki z nieociosanego drewna, które miały czterospadowe dachy kryte słomą lub gontem – zdarzały się także pokrycia dachowe z obydwu materiałów. Nie miały kominów dym wychodził poprzez okap, otwór w suficie, na poddasze. Stamtąd, przez słomiany dach, uchodził na zewnątrz. Pamiętam, że więźba zawsze była mocno osmolona – wspomina swój rodzinny dom Władysław Macioł z roli Banasiowej, który pomagał stryjowi (swojemu imiennikowi) w pracy. Stryj W. Macioła, był majstrem w jednej z trzech ekip cieśli ze Skomielnej Białej, zajmujących się zawodowo stawianiem drewnianych domów. Oprócz niego na terenie Skomielnej działały jeszcze ekipy Balów i Papierzów, którzy mieli przed sobą uznanych poprzedników.

Wnętrze domu z 1890 r., rola Gackowa. Fot. R. Miśkowiec 2014


Jerzy Janowiec

Fatum „Gaworówki

Rabka w latach 20. i 30. XX w. przeżywała okres rozkwitu jako prywatne uzdrowisko rodziny Kadenów. Wspaniałe warunki klimatyczne, wody lecznicze, kąpiele zdrowotne oraz przepiękne widoki gorczańskich lasów i pól ściągały tysiące kuracjuszy i gości chętnych do podreperowania zdrowia. Kto tylko miał możliwość, budował wille i pensjonaty dla przyjezdnych licząc na spory dochód. Moi rodzice, Helena i Andrzej, od 1929 r. mieli pensjonat w willi „Słońce” zlokalizowanej na granicy Zarytego, miejscowości, którą w latach 20. XX w. przyłączono do Rabki. Wynajem pokoi dla gości prowadzony był w naszym domu tylko w lecie. W 1939 r. rodzice postanowili prowadzić go również w sezonie zimowym, co w sierpniu zostało oficjalnie zatwierdzone przez rabczańską Komisję Zdrojową. Wszystko było przygotowane. Na piętrze czekało na wczasowiczów piętnaście pokoi z pełnym umeblowaniem, a na parterze pełna spiżarnia i odpowiednio wyposażona kuchnia. W Zarytem pensjonatów podobnych do naszego było kilka, ale większość prosperowała tylko latem, więc rodzice liczyli na pełne obłożenie, zwłaszcza że kuracjusze lubili tę okolicę Rabki z uwagi na jej uroki krajobrazowe. Dolina Raby położona pomiędzy stokami Lubonia Wielkiego w Beskidzie Wyspowym a Grzebieniem i innymi wzniesieniami Gorców jest bardzo piękna, więc na długo zapadała w pamięć naszym gościom.

W Zarytem chętnie budowali się bogaci mieszkańcy Krakowa i innych miast Polski wznosząc prywatne wille, w których wypoczywali razem z rodzinami, gronem przyjaciół i znajomych. W bezpośrednim sąsiedztwie willi „Słońce” dom zbudował Jan Gawor – wyższy urzędnik Banku Polskiego. Miał liczną rodzinę: czterech dorastających synów, piękną małżonkę Zofię (z d. Jelonek) oraz jej matkę Jadwigę Jelonek w podeszłym wieku. Około roku 1925 zakupił sporą parcelę przyległą do szosy biegnącej z Rabki do Mszany Dolnej, położoną na południowym stoku pod pensjonatem „Warszawianka”, naprzeciw gospodarstwa Stolarczyków, zwanego „Na ślabencie” po drugiej stronie szosy.

Willa „Słońce”. Fot. ze zbiorów P. Kuczaja


Przemysław Gawor

Powrót do „Gaworówki”

Przypadkowo moja bratanica, Maria Gawor-Boroń, podczas pobytu leczniczego w Uzdrowisku Rabka porozumiała się z redaktorami „Zeszytów Rabczańskich” w sprawie przygotowywanych do druku wspomnień pana Jerzego Janowca o wojennych losach domu moich rodziców w Zarytem, dzielnicy Rabki-Zdroju nazywanej regionalnie „Zarytym”, przy okazji podania faktów z historii mojej rodziny. Redaktorzy „Zeszytów” poprosili mnie o komentarz w tej sprawie i uzupełnienie danych historycznych. Nie mogę ustosunkować się do autorskiego tekstu wspomnień Jerzego Janowca i opisywanych wydarzeń. Podam natomiast kilka uwag i informacji zachowanych w mojej i rodzinnej pamięci.

Mój ojciec, Jan Gawor, pochodził z Nowego Sącza. W czasie zaborów, po ukończeniu szkoły handlowej w Wiedniu, był urzędnikiem w banku austro-węgierskim w Galicji. Bank po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, po I wojnie światowej, został przejęty przez państwowy Bank Polski. Ojciec w Banku Polskim pracował w placówkach w Drohobyczu, Lublinie (gdzie został dyrektorem oddziału) i Krakowie. W 1928 r. został przeniesiony na Górny Śląsk, do Królewskiej Huty, późniejszego rozwijającego się i polonizującego przemysłowego Chorzowa, w którym pracował do przejścia na emeryturę w lecie 1938 r. Wtedy zamieszkał z rodziną na stałe w Zarytym. Matka moja (Zofia Gawor z domu Jelonek) pochodziła z Kresów, z Galicji Wschodniej. Dziadek ze strony matki był leśniczym w powiecie Dolina w Karpatach Wschodnich. Jego córka, a matka mojej matki, wyszła za mąż za architekta Franciszka Jelonka, inżyniera miejskiego w Drohobyczu.


Dorota Majerczyk

Rozważania na temat rabczańskiego stroju ludowego

W celu delimitacji, czyli ustalenia przebiegu granic poszczególnych grup etnograficznych badacze stosowali różne kryteria. Wprowadzając podział starano się wyodrębnić charakterystyczne cechy danego regionu biorąc pod uwagę aspekty językoznawcze, etnograficzne, geograficzne, historyczne i inne. Jednym z najważniejszych kryteriów etnograficznych był strój ludowy, zwany inaczej ubiorem odświętnym. Według opinii wielu badaczy, istnienie stroju ludowego jest skutkiem istnienia ludu, czyli określonych układów społecznych, ekonomicznych i psychologicznych występujących na danym terenie. Strój ludowy powstał w określonym historycznie momencie, a rozwijał się i zmieniał wraz z sytuacją ekonomiczną i społeczną warstwy jego użytkowników. Strój rozpatrywano w różnych aspektach, jako rzecz materialną (spełniającą praktyczne zadanie ochrony przed zimnem) i jednocześnie jako znak niosący w sobie określoną treść oraz symbol zjawisk niematerialnych (np. wesela, żałoby), do których się odwoływał. Tradycyjny strój określał przynależność regionalną, społeczną, wiekową, zamożność oraz sytuację obrzędową, w której uczestniczył jego właściciel. W poniższym artykule spróbuję przeanalizować genezę i rozwój rabczańskiego stroju, a także jego przemiany na przestrzeni lat.

Nie bez przyczyny region rabczański, nazywany jest przez etnografów tyglem kulturowym lub obszarem wpływów kulturowych z sąsiadujących regionów – ziemi zagórzańskiej i Podhala, a także nieco bardziej odległych terenów zamieszkałych przez Krakowiaków. Powodem owej opinii jest wielowiekowa dyfuzja (wzajemne przenikanie się) oraz nakładanie na siebie różnych elementów kultury ludowej, a w tym przypadku również kultury miejskiej. Przenikanie kultur było powszechnym zjawiskiem, charakterystycznym dla obszarów pogranicza, w tym także dla regionu rabczańskiego. Jednym z najbardziej wyrazistych przykładów tego procesu jest właśnie zróżnicowana forma rabczańskiego stroju ludowego.

Wiktoria i Jan Klempkowie z Rabki, ok. 1860 r. Fot. zbiory prywatne


Piotr Kłapyta

Geologia Rabki

Złożona budowa geologiczna oraz występowanie wód mineralnych w rejonie Rabki stanowiły główne czynniki zainteresowania budową geologiczną tej części Karpat. Pierwsze wzmianki o budowie geologicznej Rabki pochodzą z 1895 r. i zawarte zostały w „Atlasie Geologicznym Galicyi” w postaci mapy geologicznej w skali 1: 75 000. Na mapie oprócz granic wydzieleń stratygraficznych zaznaczono także rabczańskie słone źródła mineralne, położone w pobliżu współczesnego ujęcia Krakus. Poszukując nowych źródeł wód mineralnych w rejonie Rabki w latach 30. XX w. odwiercono wiele nowych otworów, jednak nie posiadają one szczegółowej dokumentacji geologicznej. Przed II wojną światową zdjęcie geologiczne tego terenu opracował B. Świderski w latach 1932-1942, ale praca została wydana dopiero w latach 50. XX w. Badania stratygraficzne w okolicach Rabki prowadzili także J. Nowak i B. Bujalski. Po zakończeniu II wojny światowej prace geologiczne w tym terenie prowadzili H. Kozikowski, J. Jasionowicz, J. Chrząstowski, a także E Jawor i W. Sikora. Kampania wierceń hydrogeologicznych i strukturalno-poszukiwawczych przeprowadzona w rejonie Rabki przez Państwowy Instytut Geologiczny w latach 70. i na początku lat 80. XX w. przyniosła szereg nowych danych dotyczących wykształcenia budowy geologicznej tego regionu. W ramach projektu wykonano głębokie wiercenia badawcze w Skomielnej Białej, Chabówce i na zboczach Piątkowej Góry nazywanych Obidową, które przebiły w całości utwory jednostki magurskiej i sięgnęły niżej ległych utworów fliszowych do głębokości od 2 do 5 km pod powierzchnią terenu. Usytuowanie aż trzech głębokich wierceń zlokalizowanych na stosunkowo niewielkim obszarze pozwoliło na wyjątkowo dobre rozpoznanie wgłębne budowy geologicznej okolic Rabki.

Wystąpienie wód mineralnych w Rabce-Zdroju na tle budowy geologicznej.  Oprac. P. Kłapyta


Jan Ceklarz

O kabaretach i rabczurach – rozmowa z Arturem Ilgnerem

Artur Ilgner zrobił na początku lat 90. zamieszanie w polskim światku artystycznym, dzięki czemu także i o Rabce było przez parę lat głośno. Co zrobił? Kabaret! Kabaret, po prostu zrób kabaret, jak śpiewała grupa „Potem”. I właśnie o tym, o początkach, wzlotach i upadkach kabaretowej grupy z Rabki chcę z nim porozmawiać. Spotykamy się w jego domu przy ul. Gorczańskiej. Artur pokazuje mi stare nagrania programów. Długo oglądamy fragmenty z piosenkami, skeczami, materiały studyjne. Myślę sobie: naprawdę dobre! Inteligentne, dopracowane, wytworne ubrania, nastrój dawnych kabaretów z pięknem słowa, pięknem muzyki; czasem nieco frywolnie, ale takie prawo kabaretu. O tym że jest to dobre, wiadomo już od dawna. Były nagrody, oklaski, ale kto o tym dzisiaj pamięta? Pytam, jak to się stało, dlaczego właśnie kabaret? Artur szybko odpowiada:

"...bo było tu gnuśnie i przaśnie. Córka Kinga, obecnie aktorka Teatru Narodowego w Warszawie, zainteresowała się wtedy sceną, więc dla niej i dla jej koleżanek i kolegów powstał kabaret „Rabczur”. Chciałem zrobić coś sensownego dla zdegustowanej prowincjonalnym marazmem rabczańskiej młodzieży; zmotywować ją, nastawić na samorealizację, pokazać inny świat – twórczy, kreatywny. Dawno temu pracowałem w telewizji w Warszawie. Asystowałem przy produkcji „Teatru Telewizji”. Tam – rzec by można – otarłem się o reżyserię. Wiele czasu spędzałem na planie, podglądałem pracę reżyserów i aktorów. Pokochałem teatr i scenę. Kabaret wydawał mi się czymś najlepszym, co mogłem zaproponować. I… zaskoczyli. Zaczęliśmy od nieśmiałych prób i zabawy. Bardzo szybko ta sceniczna przygoda przerodziła się w poważne działanie. Ciężką pracą dochodziliśmy do efektów. Godzinami prób, nauką dykcji, ruchu scenicznego itd. Czasami mnie nienawidzili za tę katorżniczą robotę, ale było w tym tyle świeżej, fantastycznej energii…"

Uczestnicy kabaretów realizowanych przez Artura Ilgnera. Fot. zbiory A. Ilgnera


Piotr Kolecki

Myśli o…

W różnych momentach rodzą się te myśli. Czasem nachodzą znienacka, niespodziewanie, w formie gotowej do zanotowania. Czasem krążą gdzieś wokół, zainicjowane jakimś wydarzeniem lub przeżyciem i długo czekają na odpowiednie słowa, które oddadzą ich istotę.

Formą, którą nadaje się myślom o …, jest poezja, czasem proza poetycka. Ta forma umożliwia oderwanie od jednostkowego przypadku, będącego ich inicjacją i nadaje im nie tylko wartości inspirujące do własnych przemyśleń, ale i nowe konteksty.

Istotą zapisu myśli o … jest zatem taka notacja, która obierze je z materii piszącego, z konkretów i jednoznacznych skojarzeń, zostawiając jedynie lekką formę, dającą się na nowo odziać w doświadczenia i przeżycia czytającego.

Codziennie czytamy różne teksty, czyjeś spisane myśli. Mam prawo tak napisać, ponieważ jeżeli akurat to czytasz, to znaczy że zwracam się do osoby, dla której słowo pisane jest codziennością. Ale czy to jest powieść, reportaż czy felieton, zawsze mamy do czynienia z myślami ubranymi w jakąś bardzo konkretną, taką czy inną rzeczywistość. I tu oczywiście także każdy akapit, każde zdanie mogą być przyczynkiem do własnych przemyśleń, ale ich podstawą będą czyjeś prawdziwe lub fikcyjne, bardzo konkretnie opisane doświadczenia. „Zeszyty Rabczańskie” są takim właśnie zbiorem bardzo konkretnych, prawdziwych i potwierdzonych przypisami myśli. Natomiast zaprezentowane tu po raz pierwszy myśli o … to teksty, które nie podlegają weryfikacji, nie wymagają podania źródeł. Co najwyżej, mogą nam się podobać lub nie.


rys. Piotr Kolecki