7 marca 2010r.
Teatr Witkiewicza - Zakopane
BARABASZ

Pojechaliśmy sobie do teatru. W końcu po to jesteśmy, żeby sobie takie wydarzenia organizować; żeby razem pobyć, razem przeżyć coś wielkiego. Każdemu takiemu wydarzeniu towarzyszy spotkanie z kimś wyjątkowym. Tym razem wyjątkowymi byli ludzie teatru Witkiewicza, którzy umożliwili nam spotkanie jeszcze bardziej WYJĄTKOWE: spotkanie z Barabaszem. A tak naprawdę spotkanie z sobą samym...      

Przez setki lat jedyną oficjalną interpretacją Ewangelii skierowaną do wiernych były kazania głoszone w kościołach. Do połowy XIXw. zdecydowana większość wiernych nie miała dostępu do Ewangelii w formie pisanej czy drukowanej. Mogli jedynie słuchać coniedzielnego czytania z ambony, a później, podczas kazania przyjmować rozważania kaznodziei na temat przeczytanego fragmentu. A rozważania te, podobnie jak Ewangelia, z przyczyn oczywistych skupiają się jedynie na Osobie Chrystusa. Wszelkie inne postacie występujące w Nowym Testamencie, choć często wymienione z imienia, są jedynie tłem i uzasadnieniem dla wydarzeń związanych z postacią Mistrza z Nazaretu. Bez większego błędu można także przyjąć, że ten model poznawania Pisma Świętego praktykuje zdecydowana większość współczesnych katolików. 
Jednak każdy, kto samodzielnie wgłębi się w Ewangelie, musi sobie w pewnym momencie postawić pytania o to, czego w Ewangeliach, a przynajmniej w ich obecnych tłumaczeniach nie ma. Ot, choćby dzieciństwo. Czy ktoś z Was, czytając Nowy Testament nie pomyślał, że chciałby poczytać o Jezusie-dziecku? Naturalnym byłoby, gdyby młody Jezus miał kolegów. Aż dziw, że żaden z ewangelistów nie zostawił nam choćby krótkiego wspomnienia o wczesnym okresie życia Jezusa. Ale jak widać, Jezus-dziecko dla przesłania Ewangelii nie ma żadnego znaczenia...

Albo osoba Józefa. Przecież tak naprawdę, oprócz informacji, że Józef był cieślą i opiekował się Marią, nic na temat Jego osoby z tekstu Ewangelii się nie dowiemy. Co prawda ewangeliści przytaczają Jego genealogię, lecz jej prawdziwość budzi duże wątpliwości. Nie wiemy kiedy się urodził. Możemy się jedynie domyślać, że zmarł, gdy Jezus miał 12 lat, gdyż wtedy po raz ostatni pojawia się w ewangelicznym opisie pielgrzymki do Jerozolimy. Ale czy tak było naprawdę? Śmierć kogoś tak bliskiego musiała być dla Jezusa-chłopca dużym przeżyciem - a tu nic. Tak samo nic o Łazarzu, młodzieńcu z Naim ani córce Jaira. A przecież to osoby, które, musiały zostać "zabite" w niebie aby powrócić do ziemskiego piekła... Jak wygląda życie kogoś, kto naprawdę umarł i powrócił do żywych. Nie jakaś śpiączka czy śmierć kliniczna. „Panie.Już cuchnie...” A co przeżywał Judasz przez ostanie godziny życia? I jak potoczyło się życie Bar-Abbasa (co znaczy Syn Ojca), który do IIIw. w wielu rękopisach występuje pod imieniem "Jesus-Barabbas"?

Oczywiście ani mi w głowie wytykać ewangelistom, że pominęli w swoich opisach te postacie. Ich zadaniem było przedstawić życie i działalność Jezusa. Jestem jednak przekonany, że pytania, które postawiłem powyżej musieli sobie stawiać ci, którzy w przeciągu tych 2000 lat mieli dostęp do tekstów. A musieli je stawiać, gdyż właśnie to jest istotą czytania: wnikanie w treści, opisy i informacje przekazane poprzez ten wspaniały wynalazek, jakim jest pismo. Czytam. Rozumiem. Nie rozumiem - wracam i czytam ponownie. Na dzisiaj dosyć. Odkładam. Jeszcze przez chwilę trawię słowa. Jeżeli coś mnie nie wciąga - odkładam. Może kiedyś wrócę...

Ewangelia. Jest dzisiaj chyba w każdym domu. Czytają ją wierzący, niewierzący, ciekawscy, dociekliwi, badacze, duchowni, naukowcy, pisarze, poeci, artyści, reżyserzy. Jednak jeszcze do niedawna publiczne przedstawianie własnych przemyśleń wynikających z lektury Pisma Świętego było niemożliwe. Wielu wybitnych myślicieli, filozofów czy mistyków musiało w najlepszym wypadku przyjąć potępienie swoich przemyśleń i wymazać je ze swoich dzieł. Można przyjąć, że dopiero ostatnie kilkadziesiąt lat umożliwiło swobodę wypowiedzi. Trudno więc dziwić się, że w ostatnich latach powstały książki, filmy i spektakle teatralne szukające odpowiedzi na pytania o wydarzenia, osoby, a nawet przedmioty z Ewangelii. Od rozrywkowych, nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością jak np. "Indiana Jones i ostatnia krucjata", poprzez pseudo-naukowe, albo przynajmniej takie sprawiające wrażenie jak "Kod Leonarda DaVinci", napisanej przez Browna na podstawie "The Holy Blood and the Holy Grail" M Baigenta, R.Leigha i H.Lincolna. Było też (1951r.) budzące wiele kontrowersji "Ostatnie kuszenie Chrystusa" Nikosa Kazantzakisa oraz film na podstawie tej książki ze wspaniałą muzyką Petera Gabriela. W tym samym czasie co powieść Kazantzakisa powstała nagrodzona literackim Oskarem książka Lagerkvista "Barabasz". I w końcu absolutnie poważne rozważania o Barabaszu papieża Benedykta XVI w Jego pierwszej książce "Jezus z Nazaretu".

I właśnie nad postacią Barabasza pochylił się Andrzej Dziuk, reżyser spektaklu „Barabasz”. Z rozmowy, którą odbyliśmy po spektaklu wynika, że pan Andrzej także nie mógł się pogodzić z pozostawieniem historii Barabasza na krótkim opisie o jego uwolnieniu. Jako reżyser sięgnął po wspomnianą książka Lagerkvista "Barabasz" i na jej podstawie stworzył spektakl, w którym zawarł swoje własne przemyślenia nad skazaną osobą, która nagle zostaje uwolniona, a po wyjściu na wolność dowiaduje się, że była kartą przetargową w rękach arcykapłanów lub rzymskiego prefekta Judei – Piłata (według Ewangelii św. Mateusza to Piłat postawił go przed ludem Jerozolimy, który miał dokonać wyboru między nim a Chrystusem. Pozostali ewangeliści wskazują, że to lud na skutek podburzania przez arcykapłanów żądał wydania Barabasza). I tak oto Barabasz, nie mając żadnego wpływu na dziejące się wokół niego wydarzenia znalazł się w jednym z najważniejszych pisemnych przekazów ludzkości. I to w najtragiczniejszej dla siebie interpretacji: on został uwolniony, a Syn Boży został ukrzyżowany zamiast niego. Jak można żyć ze świadomością, że los okazał się tak okrutny? Że tak zadrwił z bojownika ruchu oporu? Kto wie, może nawet z niedoszłego bohatera narodowego? (Barabasz określany jest jako  „znaczny więzień”, "uwięziony za udział w rozruchach",  „zbrodniarz” co w tłumaczeniu oznacza, że mógł być nawet z przywódcą powstania – a nie pospolitym przestępcą, jak zwykło się pojmować określenie „zbrodniarz”). Ani Barabasz ani lud Jerozolimy nie rozumieli, że tak naprwdę chodziło o nie o wybór między Jezusem Chrystusem a Jezusem Barabaszem, lecz o wybór między drogą miłości a drogą walki. Barabasz nie zrozumiał tego do końca swojego życia i trudno się dziwić - w końcu był jednym z bojowników biorących udział w zamieszkach. Niestety, nie zrozumieli tego także ludzie i to nie tylko w Jerozolimie. Droga walki została wybrana na kolejne tysiąclecia przez wszystkie społeczności na niemal wszystkich płaszczyznach życia. Od domowych swarów i sąsiedzkie "walki o miedzę" poprzez utarczki pod budką z piwem, walki plemienne w Afryce, tragedię Kosowa, walki religijne na Bliskim Wschodzie, aż po I i II Wojnę Światową. I tą drogą ludzie kroczą dzisiaj nadal. W wyniku tego wyboru sprzed dwóch tysięcy lat, Ziemia zwana Świętą nie zaznała ani chwili spokoju, a potomkowie ludu Jerozolimy do dzisiaj nie są w stanie dostrzec DROGI MIŁOŚCI. 
O samym spektaklu nie odważę się napisać ani słowa. To jeden z tych obrazów, które nie podlegają dyskusji. Tu temat jest tak wielki, że forma nie mogła przerosnąć treści. I właśnie dla tego została sprowadzona do niezbędnego minimum. Do tej formy idealnie dopasowała się muzyka tworzona na żywo na prostych, można powiedzieć rytualnych „przedmiotach” muzycznych: bębny, grzechotki, róg, flet i głosy. Jedynym „poważnym” instrumentem jest wprowadzająca w nastrój lira korbowa.

A zatem, Synowie Ojców, lub ogólniej „Dzieci Swych Ojców”, jeżeli traficie na plakat „Barabasz” Teatru Witkacego nie zastanawiajcie się. Idźcie na spotkanie z samym sobą. Bo przecież każdy z Was, choćby nie wiem jak był przekonany, że kieruje własnym losem, w rzeczywistości jest listkiem na wietrze Opatrzności.  

Piotr Kolecki



Andrzej Bienias (Apostoł) i Krzysztof Najbor (Barabasz). Foto Maciej Bielawski

Barabasz w Teatrze im. St. I. Witkacego
 
Teatr im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Zakopanem był celem kolejnego wyjazdu zorganizowanego przez Stowarzyszenie Kulturowy Gościniec.
Temat: sztuka Pära Lagerkvista „Barabasz”. 
Mimo mroźnego, sobotniego wieczoru 6 marca 2010 roku, ludzie zrzeszeni w Stowaszyszeniu i zafascynowani samym teatrem a także sztuką zgłosili się punktualnie aby wyruszyć do Zakopanego. Nadmienię, iż obecna scena Teatru Witkiewicza gościnnie znajduje się Zespole Szkół im. Heleny Modrzejewskiej przy ulicy Kasprusie. Na miejscu osobiście witał Nas sam Dyrektor Andrzej Dziuk.
Barabasz, aramejskie imię oznaczające syna ojca. To powieść, za którą autor w 1951 otrzymał Nagrodę Nobla. W 1953 powstał ostatni tekst teatralny Lagerkvista "Barabasz", który oparł na materiale swojej powieści.
To historia biblijnego Barabasza, uwolnionego z więzienia w chwili, kiedy ukrzyżowano Jezusa Chrystusa. Niezwykłość wydarzenia, któremu Barabasz zawdzięcza życie, zaczyna go fascynować, ale - choć bardzo tego pragnie - nie potrafi uwierzyć i pojąć istoty chrześcijaństwa, czyli głoszonego przez Chrystusa i jego uczniów posłannictwa miłości. To zatem przypowieść o losie człowieka żyjącego w czasach wiary zakwestionowanej, a spragnionego wiary i religii oraz tego, co one ofiarują: całościowego wyjaśnienia i nadania sensu światu. Jest to postać kontrowersyjna, która momentami przychyla się do nawrócenia a mimo to do końca nie jest wiadomym czy się nawraca. Zbrodniarz, złoczyńca a przecież to człowiek oczekujący miłości i zrozumienia jak każdy inny.
Byliśmy uczestnikami misterium, gdzie aktorzy w metaforycznej scenerii wprowadzili widzów w stan niepojętego skupienia, rozważania i medytacji.
Reżyser Andrzej Dziuk wraz z obsadą aktorską stworzył postać Barabasza, która indywidualnie może odnosić się do każdego pojedynczego chrześcijanina mającego wątpliwości względem wiary. Spektakl otrzymał Nagrodę Grand Prix za najlepsze przedstawienie IV Ogólnopolskiego Konkursu na Teatralną Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Europejskiej 2009. Paweł Steczkowski otrzymał nagrodę za muzykę do tego przedstawienia, a Andrzej Bienias uhonorowany został wyróżnieniem za rolę w tym spektaklu. 
Po spektaklu spotkaliśmy się z aktorami i mieliśmy okazję jeszcze raz wspólnie przeanalizować kolejne etapy życia głównego bohatera i poznać niektóre tajniki pracy na scenie. Wróciliśmy do Rabki w późnych godzinach nocnych.

Obsada:
Krzysztof Najbor - Barabasz (Uwolniony)
Dorota Ficoń - Kobieta zwana Zajęczą Wargą
Adrianna Jerzmanowska - Kobieta zwana Magdaleną
Jaga Siemaszko - Eremita, także: Kobieta 2, Okaleczony
Andrzej Bienias – Apostoł, wskrzeszony 
Krzysztof Łakomik – Prokurator Bartłomiej Chowaniec – Sahak 
reżyseria - Andrzej Dziuk
muzyka - Paweł Steczkowski
scenografia - Rafał Zawistowski
choreografia - Anita Podkowa-Brańka 

Janina Filipek



Scena ze spektaklu. Foto Maciej Bielawski 

Według Andrzeja Dziuka...

Ludzie od wieków patrzyli w niebo, szukając swojego miejsca we wszechświecie i tak się stało, że człowiek nazwał się częścią wszechświata i zadarł nos tak wysoko, że stracił z oczu innych ludzi i horyzont i cel. Został tylko on i gwiazdy.

Każdy człowiek przechodzi przez różne etapy życia. Jest etap radości, jest też etap rozpaczy. Od każdego z nas zależy jak to zostanie wykorzystane. Jeżeli rozpacz będzie całkowita, jeżeli zdamy sobie sprawę, że nic tak naprawdę nie znaczy ilość zer na koncie, samochód, czy dom, będziemy w stanie sięgnąć po ukrytą w nas dobroć, nasz czas i nasze umiejętności i wszystko to ofiarować drugiemu człowiekowi. Bez interesownie. 
Całkowicie za darmo. Z potrzeby serca. 

Jeśli ktoś nie wierzy w duchy jak może mówić o duchowości. 

notowała Agata Stasik

Sobota 6 marca - metafizyczna dziura w teatrze Witkacego ukazała inny aspekt zwykłego życia. 


Dzień 6 marca 2010 r. na długo pozostanie w mej pamięci, a to dzięki możliwości obcowania z kulturą naprawdę bardzo wysokich lotów.
„Barabasz” w reżyserii Pana Andrzeja Dziuka - broń Boże nie Pana Dyrektora (sic!) to sztuka, o której można by wiele napisać. Mistrzowska gra aktorów, dopracowana do perfekcji muzyka i scenografia…. Ale jak zwykle najważniejsze było to, co jest niewidoczne dla oczu. Emocje i uczucia, jakie każdemu z widzów grały w duszy po obejrzeniu spektaklu. Nurtujące w głębi pytanie, czy ten zabłąkany i szukający akceptacji człowiek, to przypadkiem nie ja. I to dziwne uczucie niepokoju, czy być może nie patrzę w niewłaściwą stronę, nie jestem odwrócony od znaków, które otrzymuję od losu, od Boga.
Osobiście najbardziej podobała mi się swoboda interpretacji, symbole i niedomówienia. Każdy mógł odebrać i zinterpretować je na swój własny sposób. Mnie zaintrygowały najbardziej maski prokuratora… Uważam, iż nie możemy mówić o jednym spektaklu – moim zdaniem było ich tyle – ilu widzów i aktorów łącznie.
A na koniec jeszcze piękna interpretacja ze strony reżysera. Bardzo trudno współcześnie jest pamiętać, iż jesteśmy „istotami pionowymi” i powinniśmy przede wszystkim sięgać w głąb siebie i poznawać własną duchowość. Piękna lekcja zważywszy na okres postu.
Długo będzie mi jeszcze w głowie szumiał mistyczny dźwięk grzechotek (wprowadzając stan zamierzonego zamieszania) – chociaż byli wśród nas tacy, którzy mieli szczęście zostać ogłuszonymi przez bębny.

A tak naprawdę – to chciałam napisać, że wyjazd zorganizowany przez Stowarzyszenie Kulturowy Gościniec uważam za bardzo udany, ale wyszło jak zwykle od „górnego C”. J

Ewa Miśkowiec.