„Starówka Nowej Huty”
24 kwietnia 2010r.
Relacja z wycieczki „Starówka Nowej Huty”

24.04.2010r., w sobotę miała miejsce wycieczka do Nowej Huty. Rozpoczęła się od wyjazdu o 7.00 spod PTTK w Rabce. W czasie podróży przewodnicy krótko podsumowali środowy wykład i przedstawili plan dnia. Szybko dojechaliśmy do Nowej Huty, tak że mieliśmy czas na przerwę przed wejściem do Elektrociepłowni Kraków S.A., która była pierwszym punktem naszej wyprawy.  

  
Elektrociepłownia

O 9.00 weszliśmy na teren zakładu. Każdy musiał włożyć na głowę niebieski czepek kąpielowy, a przynajmniej tak to wyglądało, a na to kask. Przewodnik po EC kategorycznie zabronił używania i wnoszenia aparatów fotograficznych czy też większych toreb, ostrzegł przed kamerami i wprowadził na dziedziniec. Tam przedstawił przewodnika pomocniczego i ruszyliśmy wgłąb terenu zakładowego. Najpierw z uznaniem spojrzeliśmy na dwa wysokie kominy w których gnieżdżą się pustułki i na których wiszą rozliczne nadajniki. U wylotu jednego z nich leniwie wydobywał się ledwie widoczny siwy dym, bo EC Kraków S.A. jest bardzo nowoczesna i ekologiczna, i spaliny z miliona ton paliwa, jakie tam się spala corocznie, w zaledwie mniej niż jednym procencie wydostają się przez ten wysoki komin. Reszta jest filtrowana i taśmociągami przechodzi do budynku, pod który podjeżdżają tiry i wywożą do pobliskiego zakładu, który przerabia je na cegły i inne materiały budowlane. Przyznać trzeba,że powietrze tam było czystsze niż w niejednym rabczańskim ogródku, gdzie regularnie spala się śmieci. Sposób utylizacji produktów ubocznych spalania w E.C. tak się ostatnio rozwinął, wspomniał jeden z przewodników, że nawet stara hałda z popiołem jest teraz rozprzedawana, a miejsce po niej zamieniane na tereny zielone. Bo zieleń i błękit to właśnie barwy EC Kraków S.A, a drzewa są znakiem rozpoznawczym Nowej Huty. Specjalna firma zewnętrzna zajmuje się utrzymaniem zieleni wewnątrz zakładu. Zielone trawniczki urozmaicają równo przycięte rzędy krzaczków znaczone tu i ówdzie większymi drzewami. Błękitna zaś jest jedna z chłodni kominowych, a to aby kojarzyć się z wodą. Bo chłodnie kominowe, które wyglądają jak olbrzymie szerokie kominy, i z których wydobywa się coś jakby siwy dym, są często niesłusznie oskarżane o emisję spalin, a przecież nie mają z tym nic wspólnego. Mogliśmy się sami o tym naocznie przekonać podchodząc do jednej z nich. Pierwsze skojarzenie to słynna tężnia rabczańska. Bo woda rurami płynie na górę tejże chłodni kominowej aby kaskadami spaść niczym ciepły letni deszcz, tracąc przy tym od 6 do 10 stopni i tworząc przyjemny, wilgotny mikroklimat i lekką bryzę. W basenie do którego spada ta woda z chłodni kominowej, jak zapewniał przewodnik, żyją duże ryby, które sam łapał po spuszczeniu wody na zimę. Ale pustułki i ryby to nie jedyni mieszkańcy E.C. Kraków S.A. Aby zapewnić równowagę w plątaninie rur zamieszkują też koty, chętnie dokarmiane przez pracowników. Kilka kotów zginęło nie stosując się do zasad BHP i stąpając po blisko położonych przewodach wysokiego napięcia. Dużo można jeszcze pisać o EC Kraków S.A., bo to bardzo ciekawe miejsce. Aby jednak nie przeciągać, wspomnę tylko, że widzieliśmy dalej młyny i przeszliśmy do hali z piecem, gdzie było bardzo ciepło, aby zakończyć pracę w centrum sterowania, gdzie komputery pilnowały, aby wszystko działało bez zakłóceń. E.C. Kraków S. A. produkuje ciepło do kaloryferów, kranów i przy okazji energię elektryczną. Po zdjęciu pamiątkowym przed bramą wróciliśmy do autobusu na dalsze zwiedzanie.

Stara Nowa Huta

Powitał nas przewodnik po Nowej Hucie, pan Maciej Miezian, niektórym znany ze środowego wykładu. Pan Miezian zaczął od małej wystawy o obiektach sakralnych w Nowej Hucie. Znajdują się tam zdjęcia, plany budowy i rzeczy z każdego z ośmiu kościołów, które tam powstały. Mieszkańcy Nowej Huty długo czekali na pierwszy kościół, jego budowę wielu przepłaciło życiem, wolnością lub karierą, co szczególnie było widać po relacjach z obrony krzyża na miejscu planowanej budowy pierwszego kościoła. Potem nasz przewodnik poprowadził nas w jedno z osiedli, gdzie opowiedział o powstaniu tego miasta. Wielu twierdzi, że Nowa Huta powstała na złość Krakowowi, aby zniszczyć zanieczyszczaniami jego zabytki, a co za tym idzie kulturę, sztukę, ducha, oraz aby zmniejszyć areał żyznej ziemi, która właśnie pod nią zalega. Ale, jak powiedział pan Miezian, to nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Bo Nowa Huta to był szczery gest dobrej woli, przyjaźni od Stalina, który, nomen omen, lubił przemysł ciężki, i lubił Kraków, w którym się spotkał po raz pierwszy z Leninem, i miał wiele dobrych wspomnień. Więc wysłał wagony złotych rubli aby wznieść nowe, przyjazne robotnikom miasto. Początkowo brakowało mieszkańców, stąd bardzo duża różnorodność ludzi, których tam osiedlono. Rozliczna ludność Romska, komunistyczni Grecy, Ukraińcy, ludzie z wszystkich rejonów Polski, a nawet Francji, byli pierwszymi mieszkańcami i stworzyli niepowtarzalny klimat tego miejsca. I wiele tak, i ciekawie, opowiadał nasz przewodnik podczas zwiedzania. Po czym zarządził przerwę, po której spotkaliśmy się w Arce Pana. Ten wyjątkowy kościół ma bogatą i piękną historię, którą mieliśmy przyjemność poznać. Następnie pojechaliśmy na kopiec Wandy, gdzie usłyszeliśmy prawdziwe legendy o Wandzie, niestety wzajemnie się wykluczające. Stamtąd jadąc autokarem oglądnęliśmy las gdzie gawrony zimują żywiąc się białymi kulkami na krzakach. Przejechaliśmy przez zabudowę wioskową w miejscach, gdzie nie powstały bloki. Liczne piękne, drewniane ponad stuletnie parterowe domki, które dekretem ministra nie mogły być rozbudowane ani remontowane, temu zachowały się w tak autentycznym stanie. Wśród domków wioskowych stoi stary kościółek drewniany, który to miał być początkiem skansenu, a tak naprawdę to był udaną próbą sprowadzenia choćby małego kościółka do Nowej Huty w czasach komunizmu. 

Mogiła, Stylowa, Teatr
W Nowej Hucie był co prawda prawie od zawsze kościół, i to nie byle jaki, choć bardziej na uboczu, w Mogile. Tam też się udaliśmy, aby w krużgankach wysłuchać historii zakonu Cystersów, co i raz przeplecionej zabawną anegdotką lub cytatem. Poznaliśmy słynnych ludzi związanych z tym miejscem, m.in. Brata Alberta i pewne Żydowskie dziecko, które ukryto tam podczas okupacji, a po wojnie wyrosło na słynnego psychologa w USA. 
W Alei Róż był dzień ziemi, dzieci tańczyły na scenie, inne zbierały butelki, puszki i bateryjki, aby wymienić je na rośliny w doniczkach. Tam też pożegnaliśmy się z przewodnikiem, który zachęcił do przypomnienia sobie klimatu PRL w restauracji ‘Stylowa’. Tam też duża część wycieczki udała się i po bezowocnym, ponad godzinnym oczekiwaniu na posiłek, z lokalu wyszła się przed lokal, skąd wszyscy wyszliśmy do Teatru Ludowego na spektakl.
‘Pół żartem, pół sercem’ to zabawna amerykańska komedia opowiadająca o losach dwóch aktorów, którzy nie mają zbyt wiele szczęścia w życiu. Jak to w komedii, mnóstwo pomyłek, zaskakujących zwrotów akcji, oraz dobra gra aktorska. Teatr był zupełnie pełny, przestawienie zakończył się burzą oklasków. Pod teatrem czekał autobus, który zabrał nas prosto do Rabki, gdzie byliśmy przed 22. 

Wojciech Zajic

Więcej zdjęć w naszej galerii