Piotr Kolecki

Droga 
czyli myśli z CoCart Music Festiwal
Toruń, 31.03.2012r.

Co jakiś czas bierzemy psa, coś do jedzenia i wyruszamy na wielokrotnie przebyty szlak. Grzebień, Maciejowa, Luboń, Stare Wierchy... znamy te drogi na pamięć, wiemy co jest na ich końcu, a jednak idziemy. Po drodze spotykamy znajomych - oni też znają tu każdy kamień. Sporo też twarzy nieznanych. Wędrujemy też po innych szlakach; Bieszczady, Sudety, ścieżki nad morzem czy pojezierzu Drawskim, Nida, Pilica. Pieszo, rowerem, kajakiem i konno. W tych wędrówkach szczyt czy schronisko nie są najistotniejsze. Są tylko punktem, z którego trzeba zawrócić lub miejscem odpoczynku. Ważna jest droga. Mijane drzewa, zmęczenie czekające na koniec stromego podejścia, niewiadome wyłaniające zza zakrętu... Ważna jest droga.

Gdy chodziłem do szkoły podstawowej, a było to już trochę dawno, albo jeszcze dawniej, na zajęciach plastycznych tworzyliśmy obrazki i jednym z najczęściej używanych określeń było „Picasso”, co miało oznaczać kompletny brak zdolności i pracę, która nic sobą nie reprezentowała. Na tym etapie rozwoju wielu rzeczy jeszcze nie rozumiałem, a nauczycielka nie miała ochoty lub nie potrafiła wyprowadzić nas z błędnego interpretowania sztuki Wielkiego Hiszpana. Dopiero w liceum, gdy bliżej zainteresowałem się sztuką współczesną, gdy poznałem dzieła Picassa z różnych okresów Jego twórczości zrozumiałem dzieła, na które czasem składało się zaledwie kilka linii. Genialnych linii, oddających istotę prezentowanego lub raczej - interpretowanego „kawałka rzeczywistości”. I wtedy zrozumiałem znaczenie drogi.

Dzisiaj to rozumienie drogi jest dla mnie podstawą w odbiorze i ocenie różnych zachowań, działań i propozycji ( nie tylko artystycznych) spotykanych ludzi i twórców. Ważny jest nie tylko szczyt czy schronisko, taki czy inny szum lub dźwięk wydobywający się z głośników albo obrazek niemal identyczny jak Picassa. Wartością równie ważną jak ostateczny cel jest droga. Jej pokonywanie. Wybór ścieżki, których na szlaku tak wiele. Widać to szczególnie w edukacji, gdzie w procesie uczenia się droga do wiedzy jest tak samo ważna jak sama wiedza. I tu, podobnie jak w innych sferach życia komputery i elektronika zaczynają odgrywać coraz większą rolę. Niestety, często złą, z czego nie zdają sobie sprawy kolejni reformatorzy edukacji. Szukając informacji o kwiczole, mogę skorzystać z komputera i jednej z wielu encyklopedii elektronicznych. W ułamku sekundy mam pełną informację łącznie ze śpiewem. Mogę też sięgnąć po „Atlas ptaków”. Wertuję strony... skowronki, krukowate, sikory, drozdy... jest kwiczoł. Obok paszkota i kosa. A więc należy do drozdów... a kos jest czarny...

A czy poznając jakiś kraj lepiej jechać autostradą, taką samą jak w każdym innych kraju, czy może bocznymi drogami, starym, brukowanym traktem, przez miasteczka z uroczymi domkami, ciekawymi ludźmi, na których nie przekroczymy 60km/godzinę?

Ale edukacja to temat na odrębne rozważania... Tu chodzi mi tylko o drogę.

Wieczór i połowę nocy z 31 marca na 1 kwietnia spędzam w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu. W pięciu szóstych jako słuchacz i widz, a w jednej szóstej jako wykonawca i artysta. IV CoCart Music Festiwal zorganizowany przez Rafała Iwańskiego i Rafała Kołackiego, muzyków grupy Hati zgromadził na kilka godzin w jednym miejscu ludzi otwartych na zmiany, na nowy przekaz, na nową muzykę. Kuratorzy festiwalu wybrali trzech wykonawców z zagranicy:


Chrisa Cutlera (UK)   foto autora

C.3.3. - Paula Jamrozy & Roz Corrigan (UK)  
foto autora

Steva Buchanan & Heike Fiedler (USA/CH) 
foto autora

oraz z trzech Polski:


pathMAN  
foto Iza Wrzos

HATI 
foto autora

ZENIAL
foto informacj aprasowa

 Za wyjątkiem nas (pathMAN) i Hati, wszyscy wykonawcy za podstawę swojej propozycji przyjęli przetwarzanie dźwięków lub ich generowanie przez elektroniczne urządzenia i komputery. I chociaż podejście do „muzykowania” każdego z tych twórców było inne, z głośników płynęły podobne brzmienia i wibracje. Chris przetwarzał perkusję, Zenial różne urządzenia, silniczki i maszynki, Steve za pomocą specjalnej podłogi przetwarzał swoje ruchy w dźwięki, a C.3.3. generowali z laptopów niemal to samo co razem wzięci Zenial, Steve i Chris.

Szumy, trzaski, stuki, buczenie, brzęczenie, hałas, rytm, ... wszystko selektywne, cyfrowo sterylne. Gdyby nie znajomość ich artystycznej drogi, możn aby wszystkich wrzucić do jednej szufladki podpisanej: banalne efekciarstwo. Można by się zastanawiać, kto jest większym artystą: muzyk czy twórca tych elektronicznych zabawek?

Ale jest droga.

Chris jest wybitnym perkusistą, kompozytorem, producentem muzycznym, wydawcą i teoretykiem muzyki. Współpracował z brytyjską grupą awangardowego rocka Henry Cow, grał w zespołach Art Bears, The Residents, News from Babel, Pere Ubu i Gong. Współpracuje z wieloma muzykami, m.in. takimi jak Fred Frith, Dagmar Krause, Lindsay Cooper, Zeena Parkins i Peter Blegvad. W 1978, po rozwiązaniu Henry Cow, założył niezależną wytwórnię płytową Recommended Records, obecnie działającą pod nazwą ReR Megacorp. Jest także autorem licznych esejów nt. muzyki popularnej i awangardowej, w tym książki "File Under Popular" (wydanie polskie: "O muzyce popularnej", Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków, 1999r.). Ten romans z tak traktowaną elektroniką jest z pewnością (mam taka nadzieję) krótkim epizodem na tej drodze.

A Steve Buchanan? Tancerz, muzyk, performer. Znamy się od kilkunastu lat. Byłem u niego w domu w Genewie, gdzie zamieszkał po przyjeździe z USA do Europy. Stara drewniana chata w ogrodzie zarośniętym starymi jabłoniami i zielskiem, a dokoła współczesna zabudowa, bruk i asfalt... Swoje występy opiera na wymyślonej przez siebie „akustycznej scenie”, która przetwarza Jego kroki, ruch i taniec w dźwięki.

Obaj ci artyści w swój przekaz wkładają sporo energii, umiejętności i doświadczenia zdobytego na własnej, artystycznej drodze.

Trudno natomiast dopatrzyć się takiej drogi u Zeniala czy C.3.3. To raczej wąska ścieżka, na którą przypadkowo natrafili, bo ktoś im podsunął drogowskaz: elektroniczna maszynka do mielenia dźwięków. Ale może się nie znam. Może nie dorosłem, pozostając na drodze, na której obowiązują pewne stare przepisy i reguły. Może przetwarzanie dźwięku pracującego silniczka jest nową muzyką, nową drogą, na której niepotrzebne jest legitymowanie się czymś więcej niż tylko umiejętność podłączania kabelków i obsługa komputera. W końcu Zenial to uznany „światowiec”, artysta mieszkający w Poznaniu, sound designer, historyk, kurator muzyki elektronicznej. Członek Polskiego Stowarzyszenia Muzyki Elektroakustycznej, który, poza Polską, brał udział w międzynarodowych festiwalach w Austrii, Rosji, Bułgarii, Niemczech, Holandii, Czechach, Słowacji, Ukrainie, Francji, Chinach, Węgrzech, Białorusi, Rumunii, Litwie, Izraelu, Kazachstanie, Peru, Brazylii, Argentynie, Urugwaju, Kolumbii, Meksyku, Ekwadorze, Luksemburgu, Chorwacji i USA.

A C.3.3.? Paul Jamrozy był współzałożycielem legendarnej, pionierskiej i bardzo wpływowej post-punkowo industrialnej grupy TEST DEPARTMENT, powstałej we wczesnych latach 80-tych w południowym Londynie. Zespół specjalizował się w dźwiękowych atakach, będących testami fizycznej wytrzymałości na ból spowodowany rytmicznym hałasem, generowanym w dużej mierze na odpadach cywilizacji takich jak beczki, szyny, pręty stalowe, łańcuchy. Zespół adaptował do potrzeb swych zmasowanych multimedialnych wystąpień niezwykłe przestrzenie jak hale fabryczne, stacje kolejowe czy zamarznięte jezioro. Dzisiaj Paul stoi przed laptopem, a ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zgubił drogę, zboczył na łatwą, efekciarską ścieżkę sampli i laptopa.

Czymś zupełnie odmiennym był występ organizatorów festiwalu, toruńskiej grupy Hati. Poznałem ich kilkanaście lat temu, zapraszając na organizowany przez nas Festiwal w Krajobrazie. Byli wtedy duetem, serwującym godzinną kąpiel w niesamowitych brzmieniach gongów, metalowych talerzy i dzwonków. Rozpoczynając IV CoCart Festiwal wzbogacili brzmienie o australijską trąbę didgeridoo i bęben ramowy. I pomyśleć, że do ich emisji niepotrzebne są półprzewodniki, układy scalone, przetworniki i energia elektryczna. Mogli wyłączyć prąd i muzyka trwałaby nadal.

Także nasz koncert, umieszczony między „elektronikami” musiał poruszyć publiczność: rozpoczęliśmy angklungiem, czyli bambusowymi patykami, którymi stworzyliśmy rytmiczną „ścianę”. I to bez nagłośnienia...
Ale mi trudno pisać o o naszym występie. Pozwolę sobie przytoczyć kilka słów od organizatorów Festiwalu:

"Dzięki raz jeszcze za świetny koncert na naszym festiwalu. Czekałem na to bardzo - i się doczekałem rzeczy niezwykłej...
Jesteście wielcy!!!
Było naprawdę wspaniale, co nie jest jedynie moją opinią, wiele osób spotkanych w sobotę w klubie  Tantra i wczoraj w mieście i dzisiaj mówiło to samo..." 

P.S.

PathMAN powstał w 1998r., po rozpadzie Teatru Dźwięku Atman. Utworzyliśmy go z Markiem Leszczyńskim (także ex Atman) grającym na cymbałach, tschengu, drumli i szeregu drobnych narzędziach muzycznych. Z Markiem gram od ponad 35 lat, kawał wspólnej drogi. Przez zespół przewinęło się kilkunastu muzyków, a od niedawna wspiera nas Kuba Pieczyński na bębnach i instrumentach perkusyjnych. A ja obsługuję gitary, bas, drumbas (własna konstrukcja), cytrę i kornet.

PathMAN - ścieżka człowieka. Nasza muzyka jest taka, jak nasze życie. Bez określonego rytmu, bo nasze życie nie daje się zamknąć w określone ramy. Bez melodii, bo nasza aktywność objawia się w różnych, często niekompatybilnych dziedzinach. Trudno ją sklasyfikować, bo tworzą ją trzy osoby: leśnik, nauczyciel, architekt, przewodniczący rady gminnej, grafik, informatyk, prezes stowarzyszenia ..., i vice-prezes, malarz, redaktor naczelny lokalnej gazety, fotograf, organizator międzynarodowego festiwalu...