27.09.2012 r. Czy to już koncert?
Czy jeszcze próby?
MIĘDZY SŁOWAMI – miejsca niewiele, ale
dla zebranych gości i muzyków
wystarczy.
Przejście od próby
do występu jest niezauważalne. Muzyka rozbrzmiewa
nagle, bez uprzedzenia, bez zapowiedzi. W jednej
chwili otaczają nas dźwięki. Gitary, bębny
(kilka, różne), gong, bas, misy tybetańskie,
cytra, drumla, tank drum (nieco dziwny instrument
perkusyjny z butli po gazie skonstruowany przez
Piotra Koleckiego, z pomocą Krzysztofa Chrustka) o
pięknym, głębokim, metalicznym brzmieniu. Dla
mnie to coś nowego, to coś innego niż wysłuchany
niedawno Festiwal Muzyki Organowej czy występ zespołu
Kecskes Ensamble. Inne rytmy, inne dźwięki, choć
też słychać drumlę (jak podczas występu Kecskes
Ensamle). Muzyka przycicha i wzmaga się. Płynie.
Porywa. Za oknem ulewa, ale i ona harmonizuje z
brzmieniem instrumentów.
Krótka przerwa.
Przyzwyczajona jestem do innych sytuacji podczas
koncertu niż te tu, w księgarni-kawiarni. Ludzie
rozmawiają przyciszonymi głosami, piją herbatę
albo piwo. Dzieci przechodzą przez oparcie fotela,
by dosięgnąć wypatrzonej na półce książki. I
nikomu to nie przeszkadza. Atmosfera swobodna. Nikt
nikogo nie krępuje uciszaniem, pouczaniem o właściwym
zachowaniu itp.
Nagle w tle
rozbrzmiewa śpiew. Miłośnikom Winnetou i Old
Shatterhanda (bohaterowie powieści Karola Maya)
przypomina pieśni Indian śpiewane przy ognisku
gdzieś na prerii. I znów dźwięki gitary. Dziwne,
ale nie rażą.
Dopiero teraz
Piotr Kolecki wita przybyłych i krótko podsumowuje
dotychczasową prezentację Rabczańskiej Sceny
Muzycznej. Mówi teżo pomysłach na przyszły rok,
związanych m.in. z muzyką Jimiego Hendrixa. Po
chwili prezentuje swój nowy instrument instrument,
na który zaraz zagra solówkę. W drzwiach stają
nowi słuchacze. Trochę nieśmiali, chyba z powodu
braku krzeseł. Jak to jednak taki prozaiczny sprzęt
ośmiela ludzi.
I znowu muzyka. Do
metalicznych dźwięków dołączają bębny i
gitara. Nieco monotonne dźwięki czarują. W pewnym
momencie słychać najdoskonalszy instrument –
ludzki głos. Słów, konkretnego tekstu, nie ma. To
tylko głos wydobywający się z ust. I znów
drumla. Jednak instrument Piotra wiedzie prym. Wszak
to j e g o solówka. Nie sposób oddać słowami
tych pełnych, wibrujących dźwięków.
I pomyśleć, że
pięciu statecznych mężczyzn bawi się muzyką z
pasją młodych chłopaków. Są w stanie zarazić
nią wszystkich zabranych. Dorośli zastygli ze
szklankami i filiżankami w dłoniach. Dzieci umilkły,
patrzą zasłuchane. Jednej z dziewczynek wyraźnie
spodobał się dźwięk przypominający plusk wody.
Podeszła do grających, by z bliska zobaczyć
przekształconą w narzędzie muzyczne butlę po
gazie. I znów ktoś wszedł. Kupił piwo, wita się
ze znajomymi. Słucha.Muzyka zmieniła się. Tym
razem słyszymy coś innego. Trąbity? A może to
nagranie ryku słonia? Nie wiem. Brzmi fantastycznie
w połączeniu z gitarami, bębnami i butlą gazową.
Czy to bicie zegara? Zmiana rytmu. Dominuje gitara i
drumla. Bębny wraz z tank drum tworzą tło. I znów
tank drum.
Znowu przerwa.
Dzieci podchodzą do bębnów. Próbują grać. Nikt
ich nie strofuje. Nie robią przecież nic złego.
Chyba większość zebranych to dobrzy znajomi. Czuję
się dziwnie, ale z natury jestem obserwatorem i
raczej dzikusem towarzyskim, więc mimo wszystko
jest dobrze. Ciekawie. Inaczej.
Nowe brzmienie.
Tym razem Piotr Kolecki gra na cytrze i basie
jednocześnie. Wtóruje mu Marek Podlecki na gongu.
Potem struny gitary basowej pocierane smyczkiem.
Ciekawy efekt. Skrzypkowie i wiolonczeliści byliby
zbulwersowani. Ale nic to. Ciemność. Nastrój.
Inna galaktyka. Kosmos. Tańczą gwiazdy i słońca.
I "Trzeci kamień od Słońca"... koncert
trwa.
Grają:
Kuba „Bobas” Wilk – bas
Marek Podleci – gong, bębny, bas,
„gadające bawoły” (misy tybetańskie),
głos
Krzysztof „Makumba” Chrustek – bębny
Rafał Chrustek – gitara
Piotr Kolecki – gitary, bas, cytra, kornet, tank drum